"And now your song is on repeat
And I’m dancin' on to your heartbeat
And when you’re gone, I feel incomplete
So if you want the truth...
I just wanna be part of your symphony
Will you hold me tight and not let go?
Symphony
Like a love song on the radio
Will you hold me tight and not let go?" *
~Jasmin ~
Był piękny, październikowy poranek. Siedziałam w salonie Marco i piłam herbatę. Piłkarz wyszedł na małe zakupy, ponieważ miałam ogromną ochotę na lody kawowe i kwaśne żelki. Marco, jako kochany chłopak zechciał spełnić moją zachciankę. Tak, jesteśmy razem. Nie jest to oficjalne. Wiedzą tylko nasi najbliżsi przyjaciele, rodzice i siostry Marco. Nie chcemy tego rozgłaszać. To naprawdę może wydawać się dziwne, przecież jestem w ciąży z Mario i tak nagle jestem z Marco? To ja będę postawiona w złym świetle. Nie chcę tego, boje się, że nie zniosłabym tej krytyki. Jednak w głębi wiedziałam, że ludzie zaczynają się domyślać relacji, która łączy mnie ze starszym piłkarzem.
W każdym razie do ślubu i wesela Robina i Flo został niecały miesiąc. Przyszli państwo Kaul za tydzień jadą do Florencji, gdzie znajduje się rodzinny dom (swoją drogą nie należący do najmniejszych) Coletti'ch. Chcą wszystkiego dopilnować. Z tego co mówiła mi moja przyjaciółka, wesele odbędzie się właśnie w posiadłości a ślub w miejscowym kościele. Bardzo się cieszę z tego, że moi przyjaciele zaczęli układać sobie życie. Nigdy, naprawdę nigdy, nie pomyślałabym, że Robin i Flora będą brać ślub, będą chcieli założyć rodzinę. Oboje to dusze towarzystwa, żadne z nich nie chciało się ustatkować a tu proszę!
Westchnęłam i poprawiłam się na siedzeniu. Mały rozpoczął swoją dzienną dawkę kopniaków, więc żadna pozycja nie była mi na rękę. Mimo solidnego kopniaka, który wycelowany był w żebro nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mały Wiliam rozwijał się prawidłowo, zostały niecałe dwa miesiące aż mały będzie razem z nami. Jedyną komplikacją była moja trudna relacja z Mario. Nie chciałam go po tym wszystkim widywać, jednak musiałam. Mimo, że chłopak mnie skrzywdził, to nie chciałam go pozbawiać tego małego cudu, jakim jest Will.
-Wróciłem!-trzaśnięcie drzwiami i wesoły głos Marco wyrwały mnie z letargu.
-Pada?-zapytałam widząc mokre włosy mojego chłopaka.
-Zaczyna-uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w czoło i podał reklamówkę z moimi słodkościami.
-Dziękuję, kochany jesteś- od razu dorwałam się do lodów.
-Jakbym nie wiedział-roześmiał się i opadł na kanapę, tuż obok mnie. Chciał mi zabrać żelka ale pacnęłam go w dłoń.
-Odwieziesz mnie do domu? Obiecałam mamie, że spędzę z nią ten weekend, wiesz tata leci do Alesund, musi podpisać jakieś papiery.
-Jasne, mam nadzieję, że będę mógł później wpaść-puścił mi oczko.
-Wiesz, nie, nie będziesz mógł-powiedziałam sarkastycznie i odłożyłam puste opakowanie po lodach.
Skrzywiłam się nieznacznie czując naprawdę mocnego kopniaka.
-Kopie?- Marco spojrzał na mój brzuch.
-Jak cholera- przyznałam.
-Mogę zobaczyć?-zapytał niepewnie.
-Wiesz, że nie musisz pytać-podwinęłam koszulkę i delikatnie postukałam w brzuch.
-Niesamowite, nigdy nie znudzi mi się ten widok.- uśmiechnął się i pocałował mój brzuch- Nie możemy się Ciebie doczekać Mały, mam nadzieję, że ty też już nie możesz się doczekać aż będziesz z nami.
Uśmiechnęłam się szeroko słysząc słowa mojego chłopaka. Blondyn już kochał Wiliama, jakby był jego synem. Bardzo mnie to cieszyło, wiedziałam, że chłopak ma wielkie serce.
Około godziny szesnastej byłam już w domu. Marco za namową mojej mami wypił z nami herbatę i pojechał odwieźć mojego tatę na lotnisko. Ja i moja mama usiadłyśmy na werandzie. Ubrane w ciepłe płaszcze i przykryte kocem rozkoszowałyśmy się ładnym popołudniem. Weranda wychodziła na ulicę i widać z niej było dom, w którym mieszkali rodzice mojego byłego chłopaka. Ledwo zdążyłam o nim pomyśleć a jego samochód wjechał na podjazd jego rodzinnego domu. Wysiadł z niego razem z NIĄ. Całą sobą nienawidziłam tej dziewczyny.
Przed dom wyszła mama Mario. Myślałam, że idzie przywitać syna i Alexę, jednak kobieta wyminęła ich bez słowa i ruszyła w kierunku naszego domu. Spojrzałam pytającym wzrokiem na mamę, jednak ona tylko wzruszyła ramionami. Sama nie miała pojęcia o co chodzi. Mario i Alexa stali i patrzyli na poczynania Andrei.
Kobieta na nasz widok uśmiechnęła się szeroko. Oczywiście odpowiedziałam jej tym samym i wstałam z huśtawki. Zeszłam brązowymi schodkami aby uściskać kobietę, jednak nie dane mi było do niej podjeść. Jak już mówiłam Mały ma dziś dzień kopniaków. Otrzymałam kolejnego, silniejszego niż wszystkie i zgięłam się w pół. Słyszałam spanikowane kobiety.
-Spoko, tylko kopie-zaśmiałam się podnosząc głowę do góry. Położyłam rękę na brzuchu i delikatnie go pogłaskałam.
-Ale nas wystraszyłaś- moja mama westchnęła i teatralnie złapała się za serce. Mama Mario jej przytaknęła.
-Wpraszam się do Was na herbatę- Andrea sposępniała- Nie mam zamiaru oglądać tej dziewczyny w moim domu.
Moja mama pokiwała głową i pod rękę z kobietą weszła do domu, był to znak, że chcą porozmawiać na osobności. Spojrzałam na dom przede mną, Mario i jego nowa dziewczyna nadal tam stali i patrzyli na mnie. Westchnęłam i już miałam wrócić na werandę ale zobaczyłam samochód Marco. Szeroki uśmiech wpłynął na moją twarz, kiedy chłopak podszedł do mnie i mocno przytulił.
-A ten co tak stoi?-wskazał delikatnie głową na Mario- I na dodatek z nią.
-Nie wiem, Chodźmy, muszę usiąść.
-Mam coś dla Ciebie-zza pleców wyciągnął mały kartonik.
-Oświadczasz mi się-zażartowałam biorąc do ręki granatowe pudełeczko.
-Chciałbyś- w jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
Pokręciłam rozbawiona głową i otworzyłam pudełeczko. Był w nim przepiękny łańcuszek. Urzekło mnie w nim to, że był niemal identyczny jak ten, który dostałam od Sebastiana kilka dni przed jego śmiercią. Zgubiłam go uciekając przed spojrzeniami ludzi, w dniu ślubu z Mario.
-Marco jak?-po moich policzkach spłynęły łzy.
-Tajemnica- uśmiechnął się i zaprowadził mnie do domu.
_________________________________________________________________________________
W każdym razie do ślubu i wesela Robina i Flo został niecały miesiąc. Przyszli państwo Kaul za tydzień jadą do Florencji, gdzie znajduje się rodzinny dom (swoją drogą nie należący do najmniejszych) Coletti'ch. Chcą wszystkiego dopilnować. Z tego co mówiła mi moja przyjaciółka, wesele odbędzie się właśnie w posiadłości a ślub w miejscowym kościele. Bardzo się cieszę z tego, że moi przyjaciele zaczęli układać sobie życie. Nigdy, naprawdę nigdy, nie pomyślałabym, że Robin i Flora będą brać ślub, będą chcieli założyć rodzinę. Oboje to dusze towarzystwa, żadne z nich nie chciało się ustatkować a tu proszę!
Westchnęłam i poprawiłam się na siedzeniu. Mały rozpoczął swoją dzienną dawkę kopniaków, więc żadna pozycja nie była mi na rękę. Mimo solidnego kopniaka, który wycelowany był w żebro nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mały Wiliam rozwijał się prawidłowo, zostały niecałe dwa miesiące aż mały będzie razem z nami. Jedyną komplikacją była moja trudna relacja z Mario. Nie chciałam go po tym wszystkim widywać, jednak musiałam. Mimo, że chłopak mnie skrzywdził, to nie chciałam go pozbawiać tego małego cudu, jakim jest Will.
-Wróciłem!-trzaśnięcie drzwiami i wesoły głos Marco wyrwały mnie z letargu.
-Pada?-zapytałam widząc mokre włosy mojego chłopaka.
-Zaczyna-uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w czoło i podał reklamówkę z moimi słodkościami.
-Dziękuję, kochany jesteś- od razu dorwałam się do lodów.
-Jakbym nie wiedział-roześmiał się i opadł na kanapę, tuż obok mnie. Chciał mi zabrać żelka ale pacnęłam go w dłoń.
-Odwieziesz mnie do domu? Obiecałam mamie, że spędzę z nią ten weekend, wiesz tata leci do Alesund, musi podpisać jakieś papiery.
-Jasne, mam nadzieję, że będę mógł później wpaść-puścił mi oczko.
-Wiesz, nie, nie będziesz mógł-powiedziałam sarkastycznie i odłożyłam puste opakowanie po lodach.
Skrzywiłam się nieznacznie czując naprawdę mocnego kopniaka.
-Kopie?- Marco spojrzał na mój brzuch.
-Jak cholera- przyznałam.
-Mogę zobaczyć?-zapytał niepewnie.
-Wiesz, że nie musisz pytać-podwinęłam koszulkę i delikatnie postukałam w brzuch.
-Niesamowite, nigdy nie znudzi mi się ten widok.- uśmiechnął się i pocałował mój brzuch- Nie możemy się Ciebie doczekać Mały, mam nadzieję, że ty też już nie możesz się doczekać aż będziesz z nami.
Uśmiechnęłam się szeroko słysząc słowa mojego chłopaka. Blondyn już kochał Wiliama, jakby był jego synem. Bardzo mnie to cieszyło, wiedziałam, że chłopak ma wielkie serce.
Około godziny szesnastej byłam już w domu. Marco za namową mojej mami wypił z nami herbatę i pojechał odwieźć mojego tatę na lotnisko. Ja i moja mama usiadłyśmy na werandzie. Ubrane w ciepłe płaszcze i przykryte kocem rozkoszowałyśmy się ładnym popołudniem. Weranda wychodziła na ulicę i widać z niej było dom, w którym mieszkali rodzice mojego byłego chłopaka. Ledwo zdążyłam o nim pomyśleć a jego samochód wjechał na podjazd jego rodzinnego domu. Wysiadł z niego razem z NIĄ. Całą sobą nienawidziłam tej dziewczyny.
Przed dom wyszła mama Mario. Myślałam, że idzie przywitać syna i Alexę, jednak kobieta wyminęła ich bez słowa i ruszyła w kierunku naszego domu. Spojrzałam pytającym wzrokiem na mamę, jednak ona tylko wzruszyła ramionami. Sama nie miała pojęcia o co chodzi. Mario i Alexa stali i patrzyli na poczynania Andrei.
Kobieta na nasz widok uśmiechnęła się szeroko. Oczywiście odpowiedziałam jej tym samym i wstałam z huśtawki. Zeszłam brązowymi schodkami aby uściskać kobietę, jednak nie dane mi było do niej podjeść. Jak już mówiłam Mały ma dziś dzień kopniaków. Otrzymałam kolejnego, silniejszego niż wszystkie i zgięłam się w pół. Słyszałam spanikowane kobiety.
-Spoko, tylko kopie-zaśmiałam się podnosząc głowę do góry. Położyłam rękę na brzuchu i delikatnie go pogłaskałam.
-Ale nas wystraszyłaś- moja mama westchnęła i teatralnie złapała się za serce. Mama Mario jej przytaknęła.
-Wpraszam się do Was na herbatę- Andrea sposępniała- Nie mam zamiaru oglądać tej dziewczyny w moim domu.
Moja mama pokiwała głową i pod rękę z kobietą weszła do domu, był to znak, że chcą porozmawiać na osobności. Spojrzałam na dom przede mną, Mario i jego nowa dziewczyna nadal tam stali i patrzyli na mnie. Westchnęłam i już miałam wrócić na werandę ale zobaczyłam samochód Marco. Szeroki uśmiech wpłynął na moją twarz, kiedy chłopak podszedł do mnie i mocno przytulił.
-A ten co tak stoi?-wskazał delikatnie głową na Mario- I na dodatek z nią.
-Nie wiem, Chodźmy, muszę usiąść.
-Mam coś dla Ciebie-zza pleców wyciągnął mały kartonik.
-Oświadczasz mi się-zażartowałam biorąc do ręki granatowe pudełeczko.
-Chciałbyś- w jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
Pokręciłam rozbawiona głową i otworzyłam pudełeczko. Był w nim przepiękny łańcuszek. Urzekło mnie w nim to, że był niemal identyczny jak ten, który dostałam od Sebastiana kilka dni przed jego śmiercią. Zgubiłam go uciekając przed spojrzeniami ludzi, w dniu ślubu z Mario.
-Marco jak?-po moich policzkach spłynęły łzy.
-Tajemnica- uśmiechnął się i zaprowadził mnie do domu.
_________________________________________________________________________________
CZASAMI SAMA SIEBIE ZADZIWIAM...
Powinnam zostać informatykiem hahaha xd
Nie no, nie naprawiłam laptopa ale przywróciłam do życia internet w starym komputerze stacjonarnym.
Więc łapcie rozdział ♥♥
Kocham Was bardzo i dziękuję z całego serca tym, który nadal tu są i czekają na rozdziały.
Jesteście moimi serduszkami ♥♥
* - Clean Bandit - Symphony feat. Zara Larsson