sobota, 10 grudnia 2016

14 ♥


"I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me we’re the same force
I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me run the same course" *


~Jasmin~

Był piątkowy wieczór, leżałam wtulona w Mario i rozkoszowałam się błogim lenistwem,które nas ogarnęło. Było mi ciepło,wygodnie, czułam się bezpieczna i kochana. Czego chcieć więcej? Od tygodnia znów jesteśmy razem. Nie jest to oficjalne. Wiedzą tylko nasi rodzice i przyjaciele. Z Marco rozmawiałam chwilkę wczoraj, przed meczem chłopaków z Hannoverem. Pogratulowałam mu zaręczyn ze Scarlett, powiedziałam, że za nim tęsknię i dołączyłam do Jenny i Lisy. Chcąc nie chcąc mój wzrok leciał w kierunku narzeczonej Reusa. Dziewczyny widząc to śmiały się ze mnie i mówiły, że jestem zazdrosna. Otóż nie jestem. Jestem tylko w szoku, że mój przyjaciel, którego wydawałoby się, że znam lepiej niż siebie oświadczył się kobiecie, która w ogóle nie jest w jego typie. Chociaż może teraz zmienił swój typ? Nie wiem, już nic o nim nie wiem. Jedyne o co mogę być zazdrosna to to, że ona może na niego liczyć, natomiast ja już niekoniecznie.

Westchnęłam ciężko i wstałam. Zdziwiony Mario oderwał wzrok od telewizora i na mnie spojrzał.
-Co jest?-zapytał siadając.
-Jadę do domu-przeczesałam ręką włosy.
-Czemu? Zostań-wziął mnie za rękę.
-Wiesz, że nie mam już ubrań na zmianę i jutro jestem umówiona z Marcelem i Robinem. Obiecałam im, że pomogę im jutro w Cocaine.
-To chociaż Cię podwiozę, już późno-wstał z kanapy.
-Kochanie, ledwo stoisz. Widzę, że jesteś zmęczony. Nic mi się nie stanie jak pojadę taksówką- pocałowałam go.
-No dobrze, tylko zadzwoń jak będziesz w domu. 
-Dobrze, kocham Cię.
-Też Cię kocham.

Gdybym wiedziała co się stanie, kiedy wyjdę z jego mieszkania i wsiądę do tej cholernej taksówki, to na sto procent albo bym została, albo bym pozwoliła żeby mnie odwiózł. 
Po podaniu taksówkarzowi adresu zobaczyłam, że mój telefon się rozładował. Byłam już lekko zdenerwowana bo ładowarkę zostawiłam u Mario i znając go będzie panikować. W sumie nie zdążyłam głębiej się nad tym zastanowić. Usłyszałam tylko krzyk kierowcy, potem był huk i ciemność. 


~Mario~

Wyszedłem właśnie z pod prysznica, gdy zaczął dzwonić mój telefon. Byłem pewny, że to moja dziewczyna. Zdziwiłem się więc, gdy zobaczyłem nieznany numer. Na początku nie chciałem odbierać, jednak doszedłem do wniosku, że to może być coś ważnego. Nie pomyliłem się.

-Halo?-odebrałem równocześnie poprawiając podkoszulek.
-Witam, czy rozmawiam z Panem Mario Goetze?
-Tak o co chodzi?
-Dzwonię z policji. Przykro mi to mówić, ale muszę Pana poinformować, że Jasmin Koch miała wypadek. Jest Pan wpisany jako osoba, którą w takich sytuacjach mamy informować.
-Jak to wypadek?!-musiałem usiąść- Czy wszystko z nią dobrze?!
-Niestety Pani Koch została przetransportowana do szpitala w stanie bardzo ciężkim. Więcej dowie się Pan od lekarzy. Leży w szpitalu publicznym.
-Dobrze, dziękuję- rozłączyłem się i najszybciej jak było to możliwe pojechałem do szpitala. W drodze zadzwoniłem do rodziców, żeby poinformowali państwa Koch. Nie miałem głowy, żeby zadzwonić jeszcze do kogoś innego. 
Do szpitala wpadłem jak burza. Pielęgniarka w recepcji powiedziała mi, że moje Słońce jest operowane, więc biegiem udałem się pod salę operacyjną.
Siedziałem tam już jakiś czas, wycierałem właśnie oczy mokre od łez, kiedy do moich uszu dotarł płacz. Obróciłem się widząc moich rodziców, a zaraz za nimi Marco, Robina, Marcela i Florę.
-Co z nią?-zapytała moja mama, która co chwilę ocierała łzy.
-N..Nie mam pojęcia-pociągnąłem nosem- Operują ją już drugą godzinę.
-Co się właściwie stało?-zapytał blady jak ściana Robin.
-Nie mam kurwa pojęcia- pokiwałem głową- Uparła się wracać taksówką. Chciałem ją odwieźć...To moja wina-rozpłakałem się jak dziecko.
-Mario-głos Marco zmusił mnie do popatrzenia w jego stronę- To nie jest Twoja wina. Rozumiesz? Wszyscy doskonale wiemy, jak Jasmin jest uparta.
-On ma rację.- Marcel poklepał mnie po plecach- Musimy teraz wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
-Musi być dobrze, to silna dziewczyna- mój tata chyba sam nie wierzył w to co mówił.
Może i Jasmin jest silna, ale nie ma supermocy.

Czas jakby stanął w miejscu. Upływała już czwarta godzina operacji, kiedy zaczęło się istne piekło. Z sali operacyjnej niczym z procy wypadły dwie pielęgniarki. Jedna dzwoniła i mówiła, żeby przygotować więcej jednostek krwi, a druga mówiła coś, czego nikt nie zrozumiał. Chciałem do nich podbiec, ale zatrzymała mnie silna ręka Robina i szloch Flory.
-Nie. Poczekaj na lekarza. 
Zrezygnowany usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach.
 Pół godziny później z sali wyszedł lekarz. Na jego widok wszyscy się poderwali.
-Panie doktorze i co z nią?!-zapytałem patrząc na niego z nadzieją.
-Jest Pan kimś z rodziny? 
-Tak, jestem jej narzeczonym-skłamałem. Gdybym powiedział, że jestem jej chłopakiem to na pewno by nie udzielił mi informacji.
-To zapraszam do gabinetu.
-Nie może Pan powiedzieć tego tutaj? Oni wszyscy to jej rodzina-powiedziałem pokazując na stojących obok ludzi.
-No dobrze. Więc pacjentka straciła bardzo dużo krwi. Niestety zatrzymywała nam się na stole kilka razy i musieliśmy ją reanimować. Jej obrażenia były bardzo poważne. Nie będę Państwa oszukiwać. Nie wiadomo czy pacjentka przeżyje.- po usłyszeniu tych słów moje serce boleśnie się ścisnęło a nogi stały się jak z waty. 
Niewiele pamiętam z tego co działo się późno. Siedziałem przed salą, w której leżała moja miłość i modliłem się, żeby przeżyła. Robin zabrał Florę do domu, bo dziewczyna zemdlała a potem wpadła w histerię. Marco siedział obok mnie trzymając za rękę Scarlett, która niedawno przyjechała, Marcel nie mógł usiedzieć na miejscu, więc poszedł po którąś z rzędu kawę a moi rodzice stali przytuleni do siebie i nic nie mówili.
-Nie mogę jej stracić Marco, rozumiesz to?!- płakałem.
-Nie stracimy jej- on również nie powstrzymywał łez- Ona będzie żyć, musi żyć.

Obudził mnie okropny ból w kręgosłupie i rozmowy. Otworzyłem oczy i wydarzenia z poprzedniego wieczoru i nocy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Poderwałem się z krzesła.
-Co z nią?!-zapytałem stojącego niedaleko Marco.
-Bez zmian. Lekarze mówią, że najbliższe dni będą decydujące. Na wszelki wypadek-tu głos mu się załamał- mamy się z nią pożegnać.
-Jak to pożegnać?- nie mogłem uwierzyć w to co słyszę.
-Mario-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił- Ona może umrzeć. Musimy się pożegnać.


_____________________________________________________________________________

Idę do schronu ;D
Kocham, buziaki :*
* - Zedd "I want you to know" ft. Selena Gomez

12 komentarzy:

  1. Spokojnie, schron nie będzie potrzebny :p
    Jestem ciekawa, jak teraz, w tej sytuacji będzie się zachowywał Reus. Czekam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam nadzieję, że jej nic nie będzie!
    Ogólnie bardzo fajny rozdział.
    Czekam na następny.
    Buziak. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieznane są moje wyroki xD
      Nie no 😂
      Dziękuję kochana, ściskam ❤❤

      Usuń
  3. Przepraszam za takie ogromne spóźnienie :(((((
    Ale do tego schronu to nawet nie dotrzesz! Obiecuje! :'(((
    Ona musi żyć :'(
    Czekam <3
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana nic się nie stało 💕 Tobie zawsze wybacze haha 😂 ❤
      Heej, jak mnie zabijesz to nie będziesz wiedzieć co dalej się będzie działo 😁😁
      Kocham 💕

      Usuń
  4. ja wiem ze ona nie umrze bo to byłby koniec bloga elo

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde, mocny rozdział... Jakie emocje XD Szybciutko pisz następny rozdział, bo jestem ciekawa jak teraz z tego wybrniesz... Kocham mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasuwa mi się teraz jedno pytanie... Co teraz ?! :O
    Wstawiaj szybciutko następny, proszę ! ♥
    ***
    Zapraszam do siebie na drugi rozdział :D

    OdpowiedzUsuń