niedziela, 29 listopada 2015

Prolog ♥

"Ich brauch mein Platz 
Und frischen Wind
Ich muss schnell woanders hin
Sonst wachs ich hier fest 
Ich mach ´nen Kopfsprung
Durch die Tür 
Ich lass alles hinter mir 
Hab was großes im Visier 
Ich komm nie zurück zu mir "*

Wiatr usilnie udowadniał mi, że pozostawienie moich włosów rozpuszczonymi było błędem. Zdenerwowana próbowałam poskromić moje brązowe loki, jednak nie miało to najmniejszego sensu. Westchnęłam ciężko i poprawiłam torbę na ramieniu. Mimo strasznej pogody i mojego braku humoru doszłam do wniosku, że Dortmund nie zmienił się nic a nic. Te same ulice, domy, niektóre znajome miejsca. Moje miasto, z którego uciekłam dwa lata temu. Teraz wracam z nadal pękniętym sercem ale już innym podejściem do niektórych spraw. 
Uśmiechnęłam się na widok czarnego astona martina, który wjechał właśnie na parking lotniska. Kochany Marco, zawsze można na niego liczyć. Mój najlepszy przyjaciel wysiadł ze swojego samochodu i bez słowa zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
-Marco udusisz mnie-zaśmiałam się.
-Wybacz Jas, ale strasznie tęskniłem mała. Przez te dwa lata myślałem, że już nigdy nie wrócisz i zostaniesz na stałe tam gdzie byłaś, swoją srogą teraz możesz mi powiedzieć gdzie byłaś.
-Ohh Marco ja też tęskniłam. Byłam w Norwegi w Alesund, tam jest naprawdę pięknie-uśmiechnęłam się chowając swoje torby do bagażnika.
-Dobrze, że wróciłaś-uśmiechnął się.
-Tęskniłam-westchnęłam patrząc na mijane ulice- Dziękuję, że mogę u Ciebie pomieszkać.
-Nie masz za co, bardzo się cieszę, że będziemy razem mieszkać-wyszczerzył się- Wiesz, czasami myślałem, że kiedy wyjeżdżałaś nie chciałaś mi powiedzieć gdzie jedziesz tylko dlatego, że nie masz do mnie zaufania albo chowasz do mnie urazę.
-Marco co ty gadasz, nie chciałam Ci mówić, bo nie chciałam, żebyś musiał Go okłamywać, a do Ciebie nie mam żadnej urazy. To nie ty mnie zostawiłeś przed ołtarzem.
-Jas..
-Nie chcę o tym gadać Marco-ucięłam temat.
-Dobrze. Ale wiesz, że prędzej czy później go spotkasz?
-Jestem tego świadoma-pokiwałam twierdząco głową.

Stałam przed lustrem i przyglądałam się swojemu dobiciu.
Biała suknia odznaczała się od moich brązowych loków w tamtym momencie spiętych w koka.
Uśmiechnęłam się szeroko na widok wchodzącej do pokoju mamy.
-Jesteś gotowa córciu?-zapytała ze łzami w oczach.
-Jak nigdy mamuś.-uśmiechnęłam się poprawiając welon.
-Moja malutka Jasmin wychodzi za mąż-do naszych uszu dotarł głos taty.
-No już nie taka malutka-zaśmiałam się przytulając oboje rodziców.
-Lepiej jedźmy bo zaraz się spóźnimy- do pokoju wpadł wujek Kevin.
-Kevin ma rację, musimy jechać- tata złapał mnie za rękę i pomógł zejść ze schodów.
Przed kościołem był tłum gości. Cała rodzina, wszyscy przyjaciele i znajomi. 
Ten dzień miał być idealny.
Miał.
Wchodząc do kościoła prowadzona przez tatę wiedziałam, ze to będzie dzień, który zapamiętam do końca życia, jednak nie zdawałam sobie sprawy, że będzie to nie tak jakbym chciała.
Z wielkim uśmiechem kroczyłam do ołtarza gdzie On już czekał.
Z daleka można było zobaczyć, że się denerwuje, ale doszłam do wniosku, że to nic dziwnego, ponieważ mnie samą nerwy zżerały od środka.
Przez całe kazanie aż do przysięgi ściskał moją dłoń.
-Jas-przerwał księdzu- Przepraszam, ale ja nie jestem gotowy, nie mogę.
-Czego nie możesz?- zapytałam nerwowo.
-Nie mogę się z Tobą ożenić- powiedział nie patrząc mi w oczy-Przepraszam.
Po słowie przepraszam wybiegł z kościoła zostawiając mnie przed ołtarzem.
Goście byli w szoku, może nie takim jak ja ale jednak.
Stałam i patrzyłam się na drzwi przez, które wybiegł. Nie wierzyłam w to co się stało.
-Wygląda na to, że ślubu nie będzie-zaśmiałam się przez łzy i pokręciłam niedowierzająco głową.
Moje serce zostało rozbite na tysiąc kawałków.
Przez łzy widziałam jak moja mama zanosi się od płaczu a tata razem z wujkiem Kevinem i Marco wychodzą z kościoła.
Mama mojego niedoszłego męża razem z jego ojcem stali w miejscu nie wiedząc co się dzieje. 
Nie chcąc dużej stać jak idiotka przed ołtarzem i znosić spojrzenia tych wszystkich gości chwyciłam suknię i sama wybiegłam z kościoła.


-Jas? Wszystko ok?- z tych jakże niemiłych wspomnień wyrwał mnie głos Marco.
-Tak,tak- otarłam łzę, która mimowolnie wydostała się spod moich powiek i spojrzałam na blondyna.
-Jesteśmy na miejscu.
Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do dużego, pięknego domu. 
-Kiedy te dwa tygodnie temu zadzwoniłaś i zapytałaś czy możesz u mnie na jakiś czas zamieszkać postanowiłem trochę przerobić sypialnię gościnną-uśmiechnął się otwierając drzwi- To Twój pokój,mam nadzieję,że się podoba.
-Jejku Marco, jest cudny, dziękuje-przytuliłam przyjaciela.
-Nie ma za co. Rozpakuj się, odpocznij ja jadę na trening a jak wrócę to pojedziemy coś zjeść.
-Spoko-uśmiechnęłam się- Tylko Marco..
-Tak?
-Nie mów nic Mario, że wróciłam.
-Ehh, dobrze nie powiem- uśmiechnął się i wyszedł.



_______________________________________________________________

Co Julita robi kiedy śpi?! Wpada na nowe pomysły :D
Ten blog szczerze mówiąc przyśnił mi się xD 
Serio xD
Mam nadzieję, że się spodoba ♥
Kochaaam ♥
P.S 
Fragment piosenki na początku to  :

Mark Forster "Au Revoir" ♥