poniedziałek, 26 grudnia 2016

16 ♥

"Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay" *


~Mario~

Minął tydzień. Lekarze powiedzieli, że jej stan nadal jest zagrażający życiu. Jedynym plusem jest to, że jej organizm jest silny i stara się walczyć. Codziennie jestem w szpitalu. W domu tylko jem, biorę prysznic, śpię dwie godziny i wracam do szpitala. Codziennie jest tu ktoś znajomy. Chłopaki i dziewczyny z drużyny, Marco ze Scarlett, moi rodzice i bracia, Marcel, Robin z Florą i rodzice Jasmin, którzy zatrzymali się w mieszkaniu mojej dziewczyny. Jej mama jest załamana. Ciągle powtarza, że jedno dziecko już straciła i nie może stracić drugiego. Ja też nie mogę jej stracić. Jas jest moją jedyną miłością. 
Siedziałem w jej sali i trzymałem ją za rękę. Obiecałem sobie, że jak jej stan się poprawi załatwię jej miejsce w prywatnej klinice, gdzie będę mógł być z nią cały czas.

-Kochanie, proszę Cię..walcz. Dobrze wiesz, że nie potrafię bez Ciebie żyć. To ty jesteś moim życiem. Moim dzisiaj i moim jutrem. Kocham Cię całym sobą. Chciałbym, żebyś została moją żoną, matką moich dzieci. Jasmin do cholery jasnej! Musisz żyć- krzyknąłem a do sali wpadł Marco.
-Mario...
-Nic kurwa nie mów! Nic nie mówcie! Dajcie mi święty spokój!- krzyczałem.
Nawet nie zauważyłem jak do sali wszedł lekarz, a Marco z Robinem wyciągnęli mnie z pomieszczenia. Pielęgniarka dała mi jakiś zastrzyk, po którym się uspokoiłem i zacząłem kolejny raz w ciągu tego tygodnia płakać.
Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem patrzącą się na mnie mamę Jas.
-Mario-powiedziała moje imię i mocno mnie przytuliła.
-Tak strasznie ją kocham-szepnąłem.
Kobieta tylko pokiwała głową. Żadne z nas nie dopuszczało do siebie myśli, że to mogą być ostatnie dni z Jasmin.
-Może chcesz pojechać do domu? My tu i tak będziemy siedzieć. Wszycy, czy nie i tak nic nie zrobimy. 
-Nie. Wolę zostać.
-Synu, bez obrazy ale wyglądasz okropnie. Musisz jechać coś zjeść i odpocząć- ojciec Jasim pchnął mnie lekko w kierunku wyjścia.
-No dobrze. Niedługo wrócę.

Nawet nie pamiętam jak udało mi się dotrzeć do domu. Pierwsze co zrobiłem to wziąłem długi, porządny prysznic. Potem odgrzałem sobie i zjadłem zupę-krem, który przywiozła mi rano Scarlett. Dopiero po posiłku poczułem jak bardzo jestem zmęczony. Położyłem się w sypialni i niemal natychmiat zasnąłem. O dziwo pierwszy raz od tygodnia spałem spokojnie i dłużej niż dwie godziny, bo aż pięć. Była 17, kiedy wróciłem do szpitala. Tym razem to ja wsyałałem państwa Koch do domu. Marco ze Scarlett postanowili jechać do domu. Zabrali ze sobą Marcela. Robin i Flora zdecydowali, że jeszcze posiedzą. 
Siedzieliśmy tak więc we trójkę,od czasu do czasu któreś z nas coś powieziało. 

-Wiesz Mario, powiem Ci, że zawsze coś do Ciebie miałem. Na początku wydawałeś mi się zbyt pewny siebie, cwany...Potem zostawiłeś Jasmin i zacząłem Cię nienawidzić, jednak teraz widzę, jak bardzo ją kochasz i jak Ci na niej zależy- Robin mówił do mnie, ale patrzył na ścianę. 
-Kocham, to prawda. Żałuję tego co zrobiłem kiedyś, ale to już przeszłość i na peweno nic takiego się nie powtórzy.
-Mam nadzieję. Kocham ją jak młodszą siotrę, jest dla mnie naprawdę ważna. Nie chcę żebyś kolejny raz ją skrzywdził-mocniej ścisnął rękę Flory, która się uważnie nam przyglądała.
-Nie skrzywdzę. Obiecuję Ci to Robin.
-Pamiętaj, że inaczej tym razem nawet Marco i Erik Ci nie pomogą-zaśmiał się.

Jasmin tak bardzo Cię kocham. Proszę Cię, musisz żyć. Cały czas powtarzałem to w myślach. Nie mogłem jej stracić.







____________________________________________________________________________
Także tego xDD
Kocham Was soł macz ♥
WESOŁYCH ŚWIĄT ♥
Celebrujcie ładnie ten ostatni dzień :D
No i MEGA sylwestra ♥
*- Rihanna "Stay" ft. Mikky Ekko

niedziela, 18 grudnia 2016

15 ♥

"A million shards of glass
That haunt me from my past
As the stars begin to gather
And the light begins to fade
When all hope begins to shatter
Know that I won't be afraid" *


~Marco~

Telefon. Jasmin. Szok. Szpital. Łzy. Jasmin.
Od wczoraj nic innego nie siedzi mi w głowie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Jasmin może umrzeć. Że może już się nie obudzić, zostawić nas wszystkich i odejść na zawsze.  Nie mogłem znieść również myśli, że tyle czasu z nią nie rozmawiałem, unikałem jej i nawet nie napisałem do niej głupiej wiadomości. Dwa zadania które wymieniliśmy przed meczem nie były zadowalające. 
Najgorsze było to jak lekarz powiedział, że mamy się z nią pożegnać. Czułem się jak w jakimś koszmarze, z którego człowiek jak najszybciej chce się obudzić. Mario powiedział, że mam wejść pierwszy, bo on nie jest w stanie teraz nawet wstać z krzesła.
Kiedy otworzyłem drzwi do jej sali zobaczyłem bladą, mocno poobijaną, podłączoną do mnóstwa kabelków Gwiazdkę. Była taka bezbronna. Ona nie mogła nas zostawić.
-Cześć Gwiazdko-usiadłem na krzesełku obok łóżka i złapałem ją za rękę. Była lodowata- Wiesz,że nie możesz nas zostawić. Nie damy sobie bez Ciebie rady. Jesteś jedną z niewielu osób, która potrafi przemówić Robinowi do rozumu, wytrwać na zakupach z Marcelem, nakrzyczeć na Florę, kiedy prowadzi...Powiedzieć mi, że robię źle i być mimo wszystko przy Mario. Kocham Cię mała, nie wiem co bez Ciebie zrobię. Nie możesz umrzeć, rozumiesz to-pociągnąłem nosem i otarłem łzy.
- Jak tylko się obudzisz to wszystko Ci wyjaśnię- pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali. Zaraz po mnie wszedł Mario. On siedział tam zdecydowanie dłużej. Nie wyszedłby, gdyby nie lekarz, który kazał mu to zrobić.

-Marco, może pojedziemy do domu? Weźmiesz prysznic, prześpisz się trochę i wrócimy?- niemal całkowicie zapomniałem o obecności swojej narzeczonej.
-Nie chcę-pokręciłem głową.
-Jedź, jak coś to do Ciebie zadzwonię. Jak możecie to zabierzcie też moich rodziców i Marcela. Jak tak chodzi to tylko mnie denerwuje- Mario był w totalnej rozsypce. Obwiniał się o coś, na co nie miał kompletnie wpływu.
-No dobrze, tylko zadzwoń. Jak przyjadę to ty pojedziesz się ogarnąć i przespać. Wyglądasz okropnie. 
-Dzięki stary-pokręcił głową- Możesz mi tylko przywieźć kilka rzeczy z mieszkania? Koniecznie ładowarkę i bluzę. 
-Nie ma sprawy. Przywieziemy Ci coś do jedzenia.
-Nie jestem głodny...i tak nic bym nie przełknął. Ah no i możesz zadzwonić do trenera, że przez jakiś czas mnie nie będzie?
-Jasne. Dzwoń, jak coś.
-Będę.
Uściskałem go jeszcze po przyjacielsku i poszedłem poinformować rodziców chłopaka i Marcela, że jedziemy do domów. Cała trójka się opierała, ale jakoś udało mi się ich przekonać. Najpierw odwieźliśmy rodziców Mario a potem Marcela. 
Kiedy tylko skończyłem brać prysznic poszedłem do pokoju, w którym przez jakiś czas mieszkała Jasmin. Walało się tu jeszcze kilka jej rzeczy. Wziąłem jej sweter i powąchałem. Pachniał jej ulubionymi perfumami. Pachniał nią. Automatycznie zaczęły płynąć mi łzy. Wziąłem ubranie i położyłem się w jej łóżku. Chwilę słyszałem jak Scarlett krząta się po kuchni, potem zasnąłem wciąż czując zapach perfum Jas.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że już 20. Spałem od 12, miałem zdrzemnąć się tylko godzinę a nie osiem. Słyszałem, że Scar otworzyła drzwi, więc poszedłem do łazienki umyć zęby i przebrać się. Kiedy zszedłem na dół zobaczyłem tylko swoją narzeczoną, która nakładała zapiekankę z makaronem na talerze.
-Cześć skarbie-pocałowałem ją w szyję.
-Hej, jak się czujesz?
-Wyspany, ale głodny. Ktoś był? Bo słyszałem dzwonek do drzwi.
-Tak, Robin wpadł po jedzenie i rzeczy dla Mario. Powiedział, że jak się ogarniemy to możemy przyjechać. Rodzice Jasmin przylecieli. Jest z nimi kiepsko.
-Rozumiem. Zjemy i jedziemy. Chyba, że chcesz zostać?
-Nie, też spałam i się ogarnęłam. Chcę jechać.
-Dobrze.

Szybko zjedliśmy, ogarnęliśmy się i zapakowaliśmy resztę zapiekanki w pojemniki. Postanowiliśmy zawieźć to rodzicom Jasmin, bo znając ich nic nie zjedli i przyjechali prosto z lotniska.
-Kochanie, nie martw się. Ona z  tego wyjdzie-słowa Scarlett dodały mi otuchy. Jednak, kiedy dotarliśmy do szpitala zobaczyliśmy nieciekawą scenę. Mario siedział na krześle ubrany w bluzę z kapturem i płakał. Rodzice Jasmin byli w jej sali i również płakali. Robin stał patrząc się w ścianę i trzymając Florę za rękę. Marcela jeszcze nie było.
-Co z nią?-podszedłem do Kaula.
-Zatrzymała się, znowu musieli ją reanimować.
-Kurwa mać-uderzyłem w ścianę pięścią.
-Idź pogadaj z Mario.On potrzebuje teraz wsparcia- przyjaciel pokazał ręką na Goetze.
-Masz rację-przytaknąłem i podszedłem do chłopaka.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Ściskałem jego ramię i nic nie mówiłem. Nie chciałem mówić, że będzie dobrze, bo nie wiedziałem czy będzie.
-Chciałem w wakacje zabrać ją na Kauai. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Miałem się jej tam oświadczyć... tym razem bym nie stchórzył. Wiem, że to kobieta mojego życia, moja jedyna miłość.
-Wiem Mario. Dla niej też jesteś tym jedynym. 
-Tak bardzo ją kocham, nie mogę jej stracić Marco, rozumiesz?!-spojrzał na mnie czerwonymi od płaczu oczami.
Gdybyś Mario tylko wiedział, jak ja też ją kocham...

____________________________________________________________________________

Tak miało być od początku bloga.Ehh
Kocham Was ♥
* - Sam Smith - "Writing's On The Wall"


sobota, 10 grudnia 2016

14 ♥


"I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me we’re the same force
I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me run the same course" *


~Jasmin~

Był piątkowy wieczór, leżałam wtulona w Mario i rozkoszowałam się błogim lenistwem,które nas ogarnęło. Było mi ciepło,wygodnie, czułam się bezpieczna i kochana. Czego chcieć więcej? Od tygodnia znów jesteśmy razem. Nie jest to oficjalne. Wiedzą tylko nasi rodzice i przyjaciele. Z Marco rozmawiałam chwilkę wczoraj, przed meczem chłopaków z Hannoverem. Pogratulowałam mu zaręczyn ze Scarlett, powiedziałam, że za nim tęsknię i dołączyłam do Jenny i Lisy. Chcąc nie chcąc mój wzrok leciał w kierunku narzeczonej Reusa. Dziewczyny widząc to śmiały się ze mnie i mówiły, że jestem zazdrosna. Otóż nie jestem. Jestem tylko w szoku, że mój przyjaciel, którego wydawałoby się, że znam lepiej niż siebie oświadczył się kobiecie, która w ogóle nie jest w jego typie. Chociaż może teraz zmienił swój typ? Nie wiem, już nic o nim nie wiem. Jedyne o co mogę być zazdrosna to to, że ona może na niego liczyć, natomiast ja już niekoniecznie.

Westchnęłam ciężko i wstałam. Zdziwiony Mario oderwał wzrok od telewizora i na mnie spojrzał.
-Co jest?-zapytał siadając.
-Jadę do domu-przeczesałam ręką włosy.
-Czemu? Zostań-wziął mnie za rękę.
-Wiesz, że nie mam już ubrań na zmianę i jutro jestem umówiona z Marcelem i Robinem. Obiecałam im, że pomogę im jutro w Cocaine.
-To chociaż Cię podwiozę, już późno-wstał z kanapy.
-Kochanie, ledwo stoisz. Widzę, że jesteś zmęczony. Nic mi się nie stanie jak pojadę taksówką- pocałowałam go.
-No dobrze, tylko zadzwoń jak będziesz w domu. 
-Dobrze, kocham Cię.
-Też Cię kocham.

Gdybym wiedziała co się stanie, kiedy wyjdę z jego mieszkania i wsiądę do tej cholernej taksówki, to na sto procent albo bym została, albo bym pozwoliła żeby mnie odwiózł. 
Po podaniu taksówkarzowi adresu zobaczyłam, że mój telefon się rozładował. Byłam już lekko zdenerwowana bo ładowarkę zostawiłam u Mario i znając go będzie panikować. W sumie nie zdążyłam głębiej się nad tym zastanowić. Usłyszałam tylko krzyk kierowcy, potem był huk i ciemność. 


~Mario~

Wyszedłem właśnie z pod prysznica, gdy zaczął dzwonić mój telefon. Byłem pewny, że to moja dziewczyna. Zdziwiłem się więc, gdy zobaczyłem nieznany numer. Na początku nie chciałem odbierać, jednak doszedłem do wniosku, że to może być coś ważnego. Nie pomyliłem się.

-Halo?-odebrałem równocześnie poprawiając podkoszulek.
-Witam, czy rozmawiam z Panem Mario Goetze?
-Tak o co chodzi?
-Dzwonię z policji. Przykro mi to mówić, ale muszę Pana poinformować, że Jasmin Koch miała wypadek. Jest Pan wpisany jako osoba, którą w takich sytuacjach mamy informować.
-Jak to wypadek?!-musiałem usiąść- Czy wszystko z nią dobrze?!
-Niestety Pani Koch została przetransportowana do szpitala w stanie bardzo ciężkim. Więcej dowie się Pan od lekarzy. Leży w szpitalu publicznym.
-Dobrze, dziękuję- rozłączyłem się i najszybciej jak było to możliwe pojechałem do szpitala. W drodze zadzwoniłem do rodziców, żeby poinformowali państwa Koch. Nie miałem głowy, żeby zadzwonić jeszcze do kogoś innego. 
Do szpitala wpadłem jak burza. Pielęgniarka w recepcji powiedziała mi, że moje Słońce jest operowane, więc biegiem udałem się pod salę operacyjną.
Siedziałem tam już jakiś czas, wycierałem właśnie oczy mokre od łez, kiedy do moich uszu dotarł płacz. Obróciłem się widząc moich rodziców, a zaraz za nimi Marco, Robina, Marcela i Florę.
-Co z nią?-zapytała moja mama, która co chwilę ocierała łzy.
-N..Nie mam pojęcia-pociągnąłem nosem- Operują ją już drugą godzinę.
-Co się właściwie stało?-zapytał blady jak ściana Robin.
-Nie mam kurwa pojęcia- pokiwałem głową- Uparła się wracać taksówką. Chciałem ją odwieźć...To moja wina-rozpłakałem się jak dziecko.
-Mario-głos Marco zmusił mnie do popatrzenia w jego stronę- To nie jest Twoja wina. Rozumiesz? Wszyscy doskonale wiemy, jak Jasmin jest uparta.
-On ma rację.- Marcel poklepał mnie po plecach- Musimy teraz wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
-Musi być dobrze, to silna dziewczyna- mój tata chyba sam nie wierzył w to co mówił.
Może i Jasmin jest silna, ale nie ma supermocy.

Czas jakby stanął w miejscu. Upływała już czwarta godzina operacji, kiedy zaczęło się istne piekło. Z sali operacyjnej niczym z procy wypadły dwie pielęgniarki. Jedna dzwoniła i mówiła, żeby przygotować więcej jednostek krwi, a druga mówiła coś, czego nikt nie zrozumiał. Chciałem do nich podbiec, ale zatrzymała mnie silna ręka Robina i szloch Flory.
-Nie. Poczekaj na lekarza. 
Zrezygnowany usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach.
 Pół godziny później z sali wyszedł lekarz. Na jego widok wszyscy się poderwali.
-Panie doktorze i co z nią?!-zapytałem patrząc na niego z nadzieją.
-Jest Pan kimś z rodziny? 
-Tak, jestem jej narzeczonym-skłamałem. Gdybym powiedział, że jestem jej chłopakiem to na pewno by nie udzielił mi informacji.
-To zapraszam do gabinetu.
-Nie może Pan powiedzieć tego tutaj? Oni wszyscy to jej rodzina-powiedziałem pokazując na stojących obok ludzi.
-No dobrze. Więc pacjentka straciła bardzo dużo krwi. Niestety zatrzymywała nam się na stole kilka razy i musieliśmy ją reanimować. Jej obrażenia były bardzo poważne. Nie będę Państwa oszukiwać. Nie wiadomo czy pacjentka przeżyje.- po usłyszeniu tych słów moje serce boleśnie się ścisnęło a nogi stały się jak z waty. 
Niewiele pamiętam z tego co działo się późno. Siedziałem przed salą, w której leżała moja miłość i modliłem się, żeby przeżyła. Robin zabrał Florę do domu, bo dziewczyna zemdlała a potem wpadła w histerię. Marco siedział obok mnie trzymając za rękę Scarlett, która niedawno przyjechała, Marcel nie mógł usiedzieć na miejscu, więc poszedł po którąś z rzędu kawę a moi rodzice stali przytuleni do siebie i nic nie mówili.
-Nie mogę jej stracić Marco, rozumiesz to?!- płakałem.
-Nie stracimy jej- on również nie powstrzymywał łez- Ona będzie żyć, musi żyć.

Obudził mnie okropny ból w kręgosłupie i rozmowy. Otworzyłem oczy i wydarzenia z poprzedniego wieczoru i nocy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Poderwałem się z krzesła.
-Co z nią?!-zapytałem stojącego niedaleko Marco.
-Bez zmian. Lekarze mówią, że najbliższe dni będą decydujące. Na wszelki wypadek-tu głos mu się załamał- mamy się z nią pożegnać.
-Jak to pożegnać?- nie mogłem uwierzyć w to co słyszę.
-Mario-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił- Ona może umrzeć. Musimy się pożegnać.


_____________________________________________________________________________

Idę do schronu ;D
Kocham, buziaki :*
* - Zedd "I want you to know" ft. Selena Gomez