poniedziałek, 26 grudnia 2016

16 ♥

"Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay" *


~Mario~

Minął tydzień. Lekarze powiedzieli, że jej stan nadal jest zagrażający życiu. Jedynym plusem jest to, że jej organizm jest silny i stara się walczyć. Codziennie jestem w szpitalu. W domu tylko jem, biorę prysznic, śpię dwie godziny i wracam do szpitala. Codziennie jest tu ktoś znajomy. Chłopaki i dziewczyny z drużyny, Marco ze Scarlett, moi rodzice i bracia, Marcel, Robin z Florą i rodzice Jasmin, którzy zatrzymali się w mieszkaniu mojej dziewczyny. Jej mama jest załamana. Ciągle powtarza, że jedno dziecko już straciła i nie może stracić drugiego. Ja też nie mogę jej stracić. Jas jest moją jedyną miłością. 
Siedziałem w jej sali i trzymałem ją za rękę. Obiecałem sobie, że jak jej stan się poprawi załatwię jej miejsce w prywatnej klinice, gdzie będę mógł być z nią cały czas.

-Kochanie, proszę Cię..walcz. Dobrze wiesz, że nie potrafię bez Ciebie żyć. To ty jesteś moim życiem. Moim dzisiaj i moim jutrem. Kocham Cię całym sobą. Chciałbym, żebyś została moją żoną, matką moich dzieci. Jasmin do cholery jasnej! Musisz żyć- krzyknąłem a do sali wpadł Marco.
-Mario...
-Nic kurwa nie mów! Nic nie mówcie! Dajcie mi święty spokój!- krzyczałem.
Nawet nie zauważyłem jak do sali wszedł lekarz, a Marco z Robinem wyciągnęli mnie z pomieszczenia. Pielęgniarka dała mi jakiś zastrzyk, po którym się uspokoiłem i zacząłem kolejny raz w ciągu tego tygodnia płakać.
Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem patrzącą się na mnie mamę Jas.
-Mario-powiedziała moje imię i mocno mnie przytuliła.
-Tak strasznie ją kocham-szepnąłem.
Kobieta tylko pokiwała głową. Żadne z nas nie dopuszczało do siebie myśli, że to mogą być ostatnie dni z Jasmin.
-Może chcesz pojechać do domu? My tu i tak będziemy siedzieć. Wszycy, czy nie i tak nic nie zrobimy. 
-Nie. Wolę zostać.
-Synu, bez obrazy ale wyglądasz okropnie. Musisz jechać coś zjeść i odpocząć- ojciec Jasim pchnął mnie lekko w kierunku wyjścia.
-No dobrze. Niedługo wrócę.

Nawet nie pamiętam jak udało mi się dotrzeć do domu. Pierwsze co zrobiłem to wziąłem długi, porządny prysznic. Potem odgrzałem sobie i zjadłem zupę-krem, który przywiozła mi rano Scarlett. Dopiero po posiłku poczułem jak bardzo jestem zmęczony. Położyłem się w sypialni i niemal natychmiat zasnąłem. O dziwo pierwszy raz od tygodnia spałem spokojnie i dłużej niż dwie godziny, bo aż pięć. Była 17, kiedy wróciłem do szpitala. Tym razem to ja wsyałałem państwa Koch do domu. Marco ze Scarlett postanowili jechać do domu. Zabrali ze sobą Marcela. Robin i Flora zdecydowali, że jeszcze posiedzą. 
Siedzieliśmy tak więc we trójkę,od czasu do czasu któreś z nas coś powieziało. 

-Wiesz Mario, powiem Ci, że zawsze coś do Ciebie miałem. Na początku wydawałeś mi się zbyt pewny siebie, cwany...Potem zostawiłeś Jasmin i zacząłem Cię nienawidzić, jednak teraz widzę, jak bardzo ją kochasz i jak Ci na niej zależy- Robin mówił do mnie, ale patrzył na ścianę. 
-Kocham, to prawda. Żałuję tego co zrobiłem kiedyś, ale to już przeszłość i na peweno nic takiego się nie powtórzy.
-Mam nadzieję. Kocham ją jak młodszą siotrę, jest dla mnie naprawdę ważna. Nie chcę żebyś kolejny raz ją skrzywdził-mocniej ścisnął rękę Flory, która się uważnie nam przyglądała.
-Nie skrzywdzę. Obiecuję Ci to Robin.
-Pamiętaj, że inaczej tym razem nawet Marco i Erik Ci nie pomogą-zaśmiał się.

Jasmin tak bardzo Cię kocham. Proszę Cię, musisz żyć. Cały czas powtarzałem to w myślach. Nie mogłem jej stracić.







____________________________________________________________________________
Także tego xDD
Kocham Was soł macz ♥
WESOŁYCH ŚWIĄT ♥
Celebrujcie ładnie ten ostatni dzień :D
No i MEGA sylwestra ♥
*- Rihanna "Stay" ft. Mikky Ekko

niedziela, 18 grudnia 2016

15 ♥

"A million shards of glass
That haunt me from my past
As the stars begin to gather
And the light begins to fade
When all hope begins to shatter
Know that I won't be afraid" *


~Marco~

Telefon. Jasmin. Szok. Szpital. Łzy. Jasmin.
Od wczoraj nic innego nie siedzi mi w głowie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Jasmin może umrzeć. Że może już się nie obudzić, zostawić nas wszystkich i odejść na zawsze.  Nie mogłem znieść również myśli, że tyle czasu z nią nie rozmawiałem, unikałem jej i nawet nie napisałem do niej głupiej wiadomości. Dwa zadania które wymieniliśmy przed meczem nie były zadowalające. 
Najgorsze było to jak lekarz powiedział, że mamy się z nią pożegnać. Czułem się jak w jakimś koszmarze, z którego człowiek jak najszybciej chce się obudzić. Mario powiedział, że mam wejść pierwszy, bo on nie jest w stanie teraz nawet wstać z krzesła.
Kiedy otworzyłem drzwi do jej sali zobaczyłem bladą, mocno poobijaną, podłączoną do mnóstwa kabelków Gwiazdkę. Była taka bezbronna. Ona nie mogła nas zostawić.
-Cześć Gwiazdko-usiadłem na krzesełku obok łóżka i złapałem ją za rękę. Była lodowata- Wiesz,że nie możesz nas zostawić. Nie damy sobie bez Ciebie rady. Jesteś jedną z niewielu osób, która potrafi przemówić Robinowi do rozumu, wytrwać na zakupach z Marcelem, nakrzyczeć na Florę, kiedy prowadzi...Powiedzieć mi, że robię źle i być mimo wszystko przy Mario. Kocham Cię mała, nie wiem co bez Ciebie zrobię. Nie możesz umrzeć, rozumiesz to-pociągnąłem nosem i otarłem łzy.
- Jak tylko się obudzisz to wszystko Ci wyjaśnię- pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali. Zaraz po mnie wszedł Mario. On siedział tam zdecydowanie dłużej. Nie wyszedłby, gdyby nie lekarz, który kazał mu to zrobić.

-Marco, może pojedziemy do domu? Weźmiesz prysznic, prześpisz się trochę i wrócimy?- niemal całkowicie zapomniałem o obecności swojej narzeczonej.
-Nie chcę-pokręciłem głową.
-Jedź, jak coś to do Ciebie zadzwonię. Jak możecie to zabierzcie też moich rodziców i Marcela. Jak tak chodzi to tylko mnie denerwuje- Mario był w totalnej rozsypce. Obwiniał się o coś, na co nie miał kompletnie wpływu.
-No dobrze, tylko zadzwoń. Jak przyjadę to ty pojedziesz się ogarnąć i przespać. Wyglądasz okropnie. 
-Dzięki stary-pokręcił głową- Możesz mi tylko przywieźć kilka rzeczy z mieszkania? Koniecznie ładowarkę i bluzę. 
-Nie ma sprawy. Przywieziemy Ci coś do jedzenia.
-Nie jestem głodny...i tak nic bym nie przełknął. Ah no i możesz zadzwonić do trenera, że przez jakiś czas mnie nie będzie?
-Jasne. Dzwoń, jak coś.
-Będę.
Uściskałem go jeszcze po przyjacielsku i poszedłem poinformować rodziców chłopaka i Marcela, że jedziemy do domów. Cała trójka się opierała, ale jakoś udało mi się ich przekonać. Najpierw odwieźliśmy rodziców Mario a potem Marcela. 
Kiedy tylko skończyłem brać prysznic poszedłem do pokoju, w którym przez jakiś czas mieszkała Jasmin. Walało się tu jeszcze kilka jej rzeczy. Wziąłem jej sweter i powąchałem. Pachniał jej ulubionymi perfumami. Pachniał nią. Automatycznie zaczęły płynąć mi łzy. Wziąłem ubranie i położyłem się w jej łóżku. Chwilę słyszałem jak Scarlett krząta się po kuchni, potem zasnąłem wciąż czując zapach perfum Jas.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że już 20. Spałem od 12, miałem zdrzemnąć się tylko godzinę a nie osiem. Słyszałem, że Scar otworzyła drzwi, więc poszedłem do łazienki umyć zęby i przebrać się. Kiedy zszedłem na dół zobaczyłem tylko swoją narzeczoną, która nakładała zapiekankę z makaronem na talerze.
-Cześć skarbie-pocałowałem ją w szyję.
-Hej, jak się czujesz?
-Wyspany, ale głodny. Ktoś był? Bo słyszałem dzwonek do drzwi.
-Tak, Robin wpadł po jedzenie i rzeczy dla Mario. Powiedział, że jak się ogarniemy to możemy przyjechać. Rodzice Jasmin przylecieli. Jest z nimi kiepsko.
-Rozumiem. Zjemy i jedziemy. Chyba, że chcesz zostać?
-Nie, też spałam i się ogarnęłam. Chcę jechać.
-Dobrze.

Szybko zjedliśmy, ogarnęliśmy się i zapakowaliśmy resztę zapiekanki w pojemniki. Postanowiliśmy zawieźć to rodzicom Jasmin, bo znając ich nic nie zjedli i przyjechali prosto z lotniska.
-Kochanie, nie martw się. Ona z  tego wyjdzie-słowa Scarlett dodały mi otuchy. Jednak, kiedy dotarliśmy do szpitala zobaczyliśmy nieciekawą scenę. Mario siedział na krześle ubrany w bluzę z kapturem i płakał. Rodzice Jasmin byli w jej sali i również płakali. Robin stał patrząc się w ścianę i trzymając Florę za rękę. Marcela jeszcze nie było.
-Co z nią?-podszedłem do Kaula.
-Zatrzymała się, znowu musieli ją reanimować.
-Kurwa mać-uderzyłem w ścianę pięścią.
-Idź pogadaj z Mario.On potrzebuje teraz wsparcia- przyjaciel pokazał ręką na Goetze.
-Masz rację-przytaknąłem i podszedłem do chłopaka.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Ściskałem jego ramię i nic nie mówiłem. Nie chciałem mówić, że będzie dobrze, bo nie wiedziałem czy będzie.
-Chciałem w wakacje zabrać ją na Kauai. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Miałem się jej tam oświadczyć... tym razem bym nie stchórzył. Wiem, że to kobieta mojego życia, moja jedyna miłość.
-Wiem Mario. Dla niej też jesteś tym jedynym. 
-Tak bardzo ją kocham, nie mogę jej stracić Marco, rozumiesz?!-spojrzał na mnie czerwonymi od płaczu oczami.
Gdybyś Mario tylko wiedział, jak ja też ją kocham...

____________________________________________________________________________

Tak miało być od początku bloga.Ehh
Kocham Was ♥
* - Sam Smith - "Writing's On The Wall"


sobota, 10 grudnia 2016

14 ♥


"I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me we’re the same force
I want you to know that it’s our time
You and me bleed the same light
I want you to know that I’m all yours
You and me run the same course" *


~Jasmin~

Był piątkowy wieczór, leżałam wtulona w Mario i rozkoszowałam się błogim lenistwem,które nas ogarnęło. Było mi ciepło,wygodnie, czułam się bezpieczna i kochana. Czego chcieć więcej? Od tygodnia znów jesteśmy razem. Nie jest to oficjalne. Wiedzą tylko nasi rodzice i przyjaciele. Z Marco rozmawiałam chwilkę wczoraj, przed meczem chłopaków z Hannoverem. Pogratulowałam mu zaręczyn ze Scarlett, powiedziałam, że za nim tęsknię i dołączyłam do Jenny i Lisy. Chcąc nie chcąc mój wzrok leciał w kierunku narzeczonej Reusa. Dziewczyny widząc to śmiały się ze mnie i mówiły, że jestem zazdrosna. Otóż nie jestem. Jestem tylko w szoku, że mój przyjaciel, którego wydawałoby się, że znam lepiej niż siebie oświadczył się kobiecie, która w ogóle nie jest w jego typie. Chociaż może teraz zmienił swój typ? Nie wiem, już nic o nim nie wiem. Jedyne o co mogę być zazdrosna to to, że ona może na niego liczyć, natomiast ja już niekoniecznie.

Westchnęłam ciężko i wstałam. Zdziwiony Mario oderwał wzrok od telewizora i na mnie spojrzał.
-Co jest?-zapytał siadając.
-Jadę do domu-przeczesałam ręką włosy.
-Czemu? Zostań-wziął mnie za rękę.
-Wiesz, że nie mam już ubrań na zmianę i jutro jestem umówiona z Marcelem i Robinem. Obiecałam im, że pomogę im jutro w Cocaine.
-To chociaż Cię podwiozę, już późno-wstał z kanapy.
-Kochanie, ledwo stoisz. Widzę, że jesteś zmęczony. Nic mi się nie stanie jak pojadę taksówką- pocałowałam go.
-No dobrze, tylko zadzwoń jak będziesz w domu. 
-Dobrze, kocham Cię.
-Też Cię kocham.

Gdybym wiedziała co się stanie, kiedy wyjdę z jego mieszkania i wsiądę do tej cholernej taksówki, to na sto procent albo bym została, albo bym pozwoliła żeby mnie odwiózł. 
Po podaniu taksówkarzowi adresu zobaczyłam, że mój telefon się rozładował. Byłam już lekko zdenerwowana bo ładowarkę zostawiłam u Mario i znając go będzie panikować. W sumie nie zdążyłam głębiej się nad tym zastanowić. Usłyszałam tylko krzyk kierowcy, potem był huk i ciemność. 


~Mario~

Wyszedłem właśnie z pod prysznica, gdy zaczął dzwonić mój telefon. Byłem pewny, że to moja dziewczyna. Zdziwiłem się więc, gdy zobaczyłem nieznany numer. Na początku nie chciałem odbierać, jednak doszedłem do wniosku, że to może być coś ważnego. Nie pomyliłem się.

-Halo?-odebrałem równocześnie poprawiając podkoszulek.
-Witam, czy rozmawiam z Panem Mario Goetze?
-Tak o co chodzi?
-Dzwonię z policji. Przykro mi to mówić, ale muszę Pana poinformować, że Jasmin Koch miała wypadek. Jest Pan wpisany jako osoba, którą w takich sytuacjach mamy informować.
-Jak to wypadek?!-musiałem usiąść- Czy wszystko z nią dobrze?!
-Niestety Pani Koch została przetransportowana do szpitala w stanie bardzo ciężkim. Więcej dowie się Pan od lekarzy. Leży w szpitalu publicznym.
-Dobrze, dziękuję- rozłączyłem się i najszybciej jak było to możliwe pojechałem do szpitala. W drodze zadzwoniłem do rodziców, żeby poinformowali państwa Koch. Nie miałem głowy, żeby zadzwonić jeszcze do kogoś innego. 
Do szpitala wpadłem jak burza. Pielęgniarka w recepcji powiedziała mi, że moje Słońce jest operowane, więc biegiem udałem się pod salę operacyjną.
Siedziałem tam już jakiś czas, wycierałem właśnie oczy mokre od łez, kiedy do moich uszu dotarł płacz. Obróciłem się widząc moich rodziców, a zaraz za nimi Marco, Robina, Marcela i Florę.
-Co z nią?-zapytała moja mama, która co chwilę ocierała łzy.
-N..Nie mam pojęcia-pociągnąłem nosem- Operują ją już drugą godzinę.
-Co się właściwie stało?-zapytał blady jak ściana Robin.
-Nie mam kurwa pojęcia- pokiwałem głową- Uparła się wracać taksówką. Chciałem ją odwieźć...To moja wina-rozpłakałem się jak dziecko.
-Mario-głos Marco zmusił mnie do popatrzenia w jego stronę- To nie jest Twoja wina. Rozumiesz? Wszyscy doskonale wiemy, jak Jasmin jest uparta.
-On ma rację.- Marcel poklepał mnie po plecach- Musimy teraz wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
-Musi być dobrze, to silna dziewczyna- mój tata chyba sam nie wierzył w to co mówił.
Może i Jasmin jest silna, ale nie ma supermocy.

Czas jakby stanął w miejscu. Upływała już czwarta godzina operacji, kiedy zaczęło się istne piekło. Z sali operacyjnej niczym z procy wypadły dwie pielęgniarki. Jedna dzwoniła i mówiła, żeby przygotować więcej jednostek krwi, a druga mówiła coś, czego nikt nie zrozumiał. Chciałem do nich podbiec, ale zatrzymała mnie silna ręka Robina i szloch Flory.
-Nie. Poczekaj na lekarza. 
Zrezygnowany usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach.
 Pół godziny później z sali wyszedł lekarz. Na jego widok wszyscy się poderwali.
-Panie doktorze i co z nią?!-zapytałem patrząc na niego z nadzieją.
-Jest Pan kimś z rodziny? 
-Tak, jestem jej narzeczonym-skłamałem. Gdybym powiedział, że jestem jej chłopakiem to na pewno by nie udzielił mi informacji.
-To zapraszam do gabinetu.
-Nie może Pan powiedzieć tego tutaj? Oni wszyscy to jej rodzina-powiedziałem pokazując na stojących obok ludzi.
-No dobrze. Więc pacjentka straciła bardzo dużo krwi. Niestety zatrzymywała nam się na stole kilka razy i musieliśmy ją reanimować. Jej obrażenia były bardzo poważne. Nie będę Państwa oszukiwać. Nie wiadomo czy pacjentka przeżyje.- po usłyszeniu tych słów moje serce boleśnie się ścisnęło a nogi stały się jak z waty. 
Niewiele pamiętam z tego co działo się późno. Siedziałem przed salą, w której leżała moja miłość i modliłem się, żeby przeżyła. Robin zabrał Florę do domu, bo dziewczyna zemdlała a potem wpadła w histerię. Marco siedział obok mnie trzymając za rękę Scarlett, która niedawno przyjechała, Marcel nie mógł usiedzieć na miejscu, więc poszedł po którąś z rzędu kawę a moi rodzice stali przytuleni do siebie i nic nie mówili.
-Nie mogę jej stracić Marco, rozumiesz to?!- płakałem.
-Nie stracimy jej- on również nie powstrzymywał łez- Ona będzie żyć, musi żyć.

Obudził mnie okropny ból w kręgosłupie i rozmowy. Otworzyłem oczy i wydarzenia z poprzedniego wieczoru i nocy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Poderwałem się z krzesła.
-Co z nią?!-zapytałem stojącego niedaleko Marco.
-Bez zmian. Lekarze mówią, że najbliższe dni będą decydujące. Na wszelki wypadek-tu głos mu się załamał- mamy się z nią pożegnać.
-Jak to pożegnać?- nie mogłem uwierzyć w to co słyszę.
-Mario-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił- Ona może umrzeć. Musimy się pożegnać.


_____________________________________________________________________________

Idę do schronu ;D
Kocham, buziaki :*
* - Zedd "I want you to know" ft. Selena Gomez

środa, 30 listopada 2016

13 ♥

"Something inside us know's there's nothing guaranteed
Yeah, girl, I don't need you to tell me that you'll never leave, no
When we've done all that we could to turn darkness into light, turn evil to good
Even when we try so hard for that perfect kind of love, it could all fall apart"*



Kiedy byłam małą dziewczynką wyobrażałam sobie swoje życie jako miłe,bezproblemowe.
Takie jak w bajkach. Księżniczka poznaje księcia, zakochują się w sobie i nawet mimo przeciwności losu w końcu są razem i żyją długo i szczęśliwie. Obecnie wiem, że bajki nie istnieją, nic nie jest takie,jakbyśmy chcieli żeby było. Nasze życie to pasmo porażek, podnoszenia się po ciężkich chwilach i próbowania wszystkiego. 
Mimo, że pogodziłam się z Mario i normalnie rozmawiamy wiem, że nie jest tak jak kiedyś i chyba nigdy nie będzie. Na pierwszy rzut oka widać, że coś nie gra. Tylko co? Otóż oboje nie jesteśmy pewni, czy chcemy odbudować to co było między nami, czy może zacząć coś nowego, z kimś innym i przyjaźnić się tylko.  Od czasu naszego pogodzenia byłam zwolenniczka opcji numer dwa, czyli chciałam postawić na przyjaźń. Jednak wieczór, kiedy z Florą postanowiłyśmy spędzić na jedzeniu sushi, piciu wina i plotkach skończył się na szoku, który przeżyłyśmy nie tylko my, ale chyba połowa kibiców BVB i fanów, głównie fanek Marco. Tak, chodzi mi o te zaręczyny. MARCO REUS ZARĘCZONY. Od dwóch tygodni to najgorętszy temat w internecie, gazetach czy programach plotkarskich. I tu można by pomyśleć, że jestem zazdrosna, czy coś w tym stylu. Jednak tak nie jest. Jestem tylko zawiedziona, że nasze stosunki popsuły się do tego stopnia, że już nic nie wiem o Marco. Jedyną pocieszającą myślą jest to, ze zarówno Robin jak i Marcel również nie mieli o niczym pojęcia. Sam Reus nie chciał po tym im nic powiedzieć, co dla wszystkich było dziwne. 

Dzisiaj 14 maja. Ciężki dzień dla mojej rodziny. Szósta rocznica śmierci mojego, starszego brata Sebastiana. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że muszę sama iść na cmentarz. Rodzice musieli wrócić do Norwegi, firma taty nie mogła długo pozostać bez szefa. Mama była pisarką i mogła pisać wszędzie, jednak twierdziła, że w Alesund ma najlepszą wenę. Według mnie najzwyczajniej w świecie uciekli, robili tak co roku. Odwiedzali go zawsze jak byli w Dortmundzie, ale 14 maja nie mogli się przełamać.
Sebastian był kochającym starszym bratem. Zawsze mnie wspierał, stawał po mojej stornie i był w stanie poświecić wszystko, żebym tylko była szczęśliwa.Był synem, który zawsze pomógł tacie w naprawie samochodu, a mamie zawsze pojechał po zakupy i posprzątał w domu bez gadania.
 Zginął mając 19 lat. Jechał do swojej dziewczyny, jednak stracił panowanie nad samochodem i dachował. Jego obrażenia były zbyt ciężkie. Umarł na stole operacyjnym. Miałam 17 lat i po raz pierwszy poczułam jak to jest stracić kogoś, kogo kocha się całym sercem.
Nie poszłam dzisiaj na uczelnię. Spałam do 11, potem zjadłam "śniadanie", wykąpałam się, umyłam głowę i siedziałam do 14 w szlafroku. Byłam w dziwnym zawieszeniu. W końcu postanowiłam się umalować i ubrać. Jak zwykle w tym dniu postawiłam na czerń. I nie chodzi tu o żałobę, czy coś. Czarny był ulubionym kolorem Sebastiana. Rozczesałam włosy i związałam je w luźnego koka. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam na dół. Wsiadłam do samochodu,który rodzice kupili mi na zbliżające się urodziny i ruszyłam w kierunku cmentarza. Po drodze wstąpiłam do kwiaciarni, która jako jedyna miała czarne róże, oraz do sklepiku przy cmentarzu, gdzie kupiłam znicz. 
Z gulą w gardle stałam przy grobie Sebastiana. Zapaliłam znicz a kwiaty włożyłam do wazonu. Wzięłam drżący oddech. Nie mogłam dłużej powstrzymywać łez. Tak bardzo za nim tęskniłam. Chciałam mu powiedzieć tyle rzeczy, chciałam się do niego przytulić, pośmiać się z nim, popłakać. Zjeść jego ulubioną pizze a potem iść pobiegać. Chciałam żeby widział jak kończę studia, zaczynam pracę. Jak wychodzę za mąż, jak zostaję matką a on najlepszym na świecie wujkiem, który mimo zakazu rodziców kupuje dzieciom czekolady. Chciałam żeby po prostu był. 
-Tak bardzo za Tobą tęsknię.
-Ja też-do moich uszu dotarł głos osoby, której się w ogóle nie spodziewałam.
-Co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś na treningu-otarłam łzy.
-Byłem, ale wiedziałem, że tu będziesz a nie mogłem pozwolić, żebyś w takim dniu była tu sama.
-Dziękuję Mario-przytuliłam chłopaka.
-Nie masz za co kochanie, zawsze będę-pocałował mnie w czoło.
-Cholernie za nim tęsknię, wiesz?
-Wiem, ja też tęsknię. Gdyby nie on, to wiesz,że nigdy nie odważyłbym się do Ciebie zagadać? To on mi powiedział, że też Ci się podobam. Od początku nam kibicował- uśmiechnął się patrząc na grób.
-Naprawdę?-uśmiechnęłam się.
-Tak. Powiedział mi też, że mam o Ciebie dbać. Trochę mi to nie wyszło, ale pozwól mi to naprawić-Mario stanął naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy- Pozwól mi o Ciebie dbać. Jednak przyjaźń mi nie wystarcza.
-Dobrze-pokiwałam głową i uśmiechnęłam się przez łzy, które nadal uporczywie leciały mi z oczu- Dbaj o mnie.
-Kocham Cię Jasmin-otarł mi ciecz, która spływała po moich policzkach i pocałował mnie.
-Też Cię kocham, nigdy nie przestałam i nie przestanę-powiedziała, gdy oderwał swoje usta od moich.
-Nie przestawaj.




_____________________________________________________________________________
Może nieco krótki, ale taki miał być. 
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba :)
Kocham Was ♥
* - John Legend "Love me now"


niedziela, 20 listopada 2016

12 ♥

"Say, go through the darkest of days
Heaven's a heartbreak away
Never let you go, never let me down
Oh, it's been a hell of a ride
Driving the edge of a knife
Never let you go, never let me down" *




~Jasmin~

Zajęcia na uczelni pochłaniały całkowicie mój czas. Dodatkowa praca w postaci tłumaczenia tekstów z języka włoskiego i hiszpańskiego nie ułatwiała mi życia, ale z czegoś musiałam się utrzymać. Nie chciałam cały korzystać z dorobku rodziców. Nie miałam pięciu lat. Wolałam się wreszcie usamodzielnić finansowo. 
Przez ogrom obowiązków nie miałam czasu na takie coś, jak życie towarzyskie. Spotkania z przyjaciółmi odpadały. Nie miałam nawet czasu usiąść i poczytać książkę, co dopiero wyskoczyć na imprezę i się zabawić. 
Od miesiąca nie miałam kontaktu z Marco. Trochę mnie to raniło, ale nic nie mogłam na to poradzić. Pisałam do niego, pytałam Robina i Marcela, czy wszystko z nim dobrze, ale on nawet nie chciał o mnie słyszeć. Był wściekły. Za co? Sama do końca nie wiem, nikt nie wie.
Marcel i Robin jakoś przełknęli to, że pogodziłam się z Mario i naprawiamy to, co było kiedyś między nami. Co do Goetze, nie jesteśmy razem. Nie potrafię mu jeszcze tak bardzo zaufać, nie po tym co zrobił, jak mnie zostawił.
Na uczelni spotkałam starych znajomych, ale poznałam również nowych, ciekawych ludzi. 
Kwiecień to był chyba miesiąc zaliczeń, zawłaszcza dla mnie. Musiałam nadrobić rok nauki, równocześnie przyswajając obecne  tematy. 
Stałam właśnie w pracowni i próbowałam jak najlepiej namalować Florę, moją przyjaciółkę, która była razem ze mną w grupie i dzisiaj robiła za modelkę. Flora Coletti była piękną, mądrą, stuprocentową włoszką w moim wieku. Uwielbiałam z nią rozmawiać w jej ojczystym języku, wiele się od niej nauczyłam. Poznałam ją zanim wyjechałam. Byłyśmy wtedy najlepszymi kumpelami, Flor była nawet moją świadkową na ślubie i jako jedna z pierwszych dowiedziała się, że wyjeżdżam. Nie naciskała, nie pytała gdzie. Powiedziała tylko, żebym o niej pamiętała i wróciła jak będę gotowa. 
Coletti była na mnie wściekła, że odezwałam się tak późno, bo dopiero miesiąc temu... Nie dziwię się jej, też bym była zła. 
-Dobrze moje perełki, na dzisiaj koniec. Pamiętajcie, że sztuka jest zawsze z Wami, jest częścią waszych dusz.-do moich uszu dotarł lekko zachrypnięty głos Pani Profesor.
-To co? Zmywamy się, zanim Pani Nawiedzona zacznie mówić o kolorze naszych dusz i o tym jak to fajnie rozmawiać samemu ze sobą?- na wypowiedź mojej przyjaciółki parsknęłam śmiechem
-Jasne Flor, może pójdziemy do mnie? Mam ochotę na sushi, możemy zamówić i obejrzeć jakiegoś gniota.
- Jas, jak ty mnie dobrze znasz- Coletti zaśmiała się tak, że połowa naszej grupy zwróciła na nas uwagę.- Dobra, chodź.
Wyszłyśmy z uczelni i wsiadłyśmy do samochodu czarnowłosej. Do tej pory nie wiem, jak ona zdała prawo jazdy. Jeździła jak szalona, czasami naprawdę bałam się o swoje życie.
-Jak tam z Mario? Pogodziliście się?
-Tak-uśmiechnęłam się- Jest dobrze, nie rzuciliśmy się sobie w ramiona...było trochę płaczu, głównie z mojej strony, trochę krzyku , ale już jest dobrze.
-Wybaczyłaś mu-zerknęła na mnie.
-Wybaczyłam, ale nie zapomniałam i chyba nigdy nie zapomnę, to nie jest błaha sprawa. 
-Rozumiem..A co z Reusem? 
-A co ma być?-zdziwiłam się.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Przecież Marco był i chyba nadal jest po uszy w Tobie zakochany.
-Nie gadaj głupot, przecież on ma dziewczynę. Poza tym po tym jak się ze sobą przespaliśmy to wyraźnie mnie unikał.
-Przespaliście się?!-pisnęła i spojrzała na mnie.
-Kurwa, Flora! Patrz na drogę!
-No już, już. Pogadamy o tym dokładniej u Ciebie.
-Nie odpuścisz mi?
-Nie-uśmiechnęła się i skupiła na drodze.


~♥~



 ~Marco~  

Siedziałem w salonie w domu mojej dziewczyny i próbowałem skupić się na tym, co mówiła. Scarlett od piętnastu minut gadała jak najęta, szczerze powiem, że nawet nie wiem o czym. Wyłączyłem się, myślami byłem całkowicie gdzie indziej. Chyba wielkim zdziwieniem nie będzie to, że myślałem o Jasmin. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że ją straciłem. Nie wiem co ja sobie myślałem okłamując ją. Nie wiem czemu zacząłem spotykać się z modelką, nie wiem czemu zraniłem pannę Koch. Nie mam pojęcia. Każdego dnia tego żałuję. Może po tym co między nami zaszło bym z nią porozmawiał, to może teraz na miejscu blondynki siedziałby Jas i opowiadała mi o tym, jak ciekawe są zajęcia, jak Flora cały czas odrzuca zaproszenia na randki, jak Jasmin jest szczęśliwa.

-Widzę, że mnie nie słuchasz ehh...-Scarlett spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem-Co się dzieję? Chodzi o Jasmin, prawda?
-Czy zawsze musi chodzić o nią?-zirytowałem się- Ale tak..
-Kochasz ją, wiem o tym Marco, ale wiem też, że ja kocham Ciebie- usiadła bliżej mnie.
-Kocham, wiesz o tym. Nic na to nie poradzę Scar, przepraszam-westchnąłem i złapałem dziewczynę za rękę.
-Wiem, pozwól mi, że pomogę Ci o niej zapomnieć. Znamy się nie od dziś. Wiem, że to trudne, ale oboje damy radę. Kocham Cię.
-Chciałbym powiedzieć Ci to samo.
-Nie musisz m tego mówić. Wiem jak jest. Może z czasem pokochasz mnie tak jak ją-uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule.
Nic nie odpowiedziałem, tylko oddałem pocałunek. Z każdą chwilą stawał się bardziej zachłanny, pełny wszystkich naszych uczuć. Nie chciałem jednak, żebyśmy wylądowali w sypialni, nie dzisiaj. 
-Lepiej już pojadę, jutro z rana mam trening-pocałowałem ją szybko.
-Do jutra?-zapytała z nadzieją.
-Tak, do jutra-uśmiechnąłem się 

W domu byłem godzinę później. Trochę mi zeszło, bo musiałem po drodze wstąpić do sklepu. Moja lodówka zaczynała świecić pustkami. Podczas, gdy mieszkała ze mną Jas to ona zajmowała się zakupami i uzupełnianiem zapasów. Ja nie miałem do tego głowy. 
Kolejny raz tego dnia moje myśli zaczęły pędzić w kierunku dziewczyny. To stawało się irytujące, zwłaszcza, że wiedziałem, że nie będziemy razem. Ona zawsze wybierała Mario, nie ważne ile i jak przez niego cierpiała. To zawsze był i będzie Mario. Wściekły sam nie wiem na co chwyciłem szklankę i cisnąłem nią o podłogę. 
Scarlett miała racje, muszę zapomnieć o Jas. 
Może działałem zbyt pochopnie, ale wsiadłem w samochód i ruszyłem do jubilera. Musiałem zacząć od nowa. Kupiłem najpiękniejszy według mnie pierścionek i pojechałem do Scarlett. Po drodze kupiłem bukiet jej ulubionych, różowych tulipanów.
Zadzwoniłem do jej drzwi i czekałem, aż mi otworzy.
-Marco, zapomniałeś czegoś?-zapytała zdziwiona moim widokiem. Była cała w mące, pewnie piekła swoje popisowe ciasto.
-W pewnym sensie-pocałowałem ją i wszedłem do środka.
-Wow-powiedziała, gdy się od niej odsunąłem.
-Jestem pewien, że przed nami bardzo ciężkie chwile. Jestem pewien, że w pewnym momencie jedno z nas, albo nawet oboje będziemy chcieli odejść...Ale jestem też przekonany o tym, że mogę sprawić, że będziesz szczęśliwa.Wiem, że możesz być zaskoczona, ale jestem pewien tego co robię. Pozwól mi zapomnieć i kochaj mnie nadal. Scarlett, czy zostaniesz moją żoną?
-Oh Marco-po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
-To znaczy tak?
-TAK!-zaśmiała się i rzuciła mi się na szyję.-Kocham Cię i obiecuję, że będziesz przy mnie szczęśliwy.
-Postaram się być najlepszym narzeczonym a potem mężem... Może z czasem pokocham Cię tak, jak ty mnie.
-Ważne, żebyś zawsze był.
-Będę-uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.
-Marco, mogę dodać zdjęcie na instagrama?
-Jasne, niech ludzie wiedzą co się święci-zaśmiałem się.
Scarlett zrobiła i dodała zdjęcie z opisem "Wedding? ♥ #fiance #love" 
-Może być?-zapytała z uśmiechem. W sumie to cały czas się uśmiechała, nigdy nie widziałem jej takiej szczęśliwej.
-Oczywiście-pocałowałem ją.- Wprowadź się do mnie.
-Jejku Marco, to chyba najlepszy dzień w moim życiu-zaśmiała się- Oczywiście, że się wprowadzę.


_____________________________________________________________________________


kocham Was♥
Spadam się chować hahah xd
Mam nadzieję, że się pofoba :D
* - Justin Bieber "Let me love you"


piątek, 11 listopada 2016

11 ♥

"Just put your heart in my hands
I promise it won’t get broken
We’ll never forget this moment
It will stay brand new
‘Cause I’ll love you
Over and over again"*


~Jasmin~

Deszcz rytmicznie stukał o dachowe okna mojego mieszkania. Mimo beznadziejnej pogody, która nie powinna nikogo w marcu dziwić, miałam cudowny humor. Skakałam, śpiewałam razem z Lawson ich najlepsze  piosenki i przy okazji sprzątałam. Ubranie na dzisiejszy obiad u państwa Goetze miałam dawno przygotowane. Moi rodzice mimo tego, co stało się kiedyś między mną a Mario nadal bardzo się przyjaźnili z jego rodzicami, więc postanowili właśnie u nich zatrzymać się na kilka dni ich pobytu w mieście. Ja i Mario pogodziliśmy się, poświęciliśmy na to całą noc, i nie, nie kochaliśmy się, czy coś. Całą noc rozmawialiśmy. 
Na drugi dzień, miałam wrażenie, że zrobiłam coś naprawdę dobrego, coś co powinnam dawno zrobić.  Jak się okazało bardzo za nim tęskniłam. Za rozmowami, za wiadomościami, spotkaniami. Za wszystkim, co się z nim wiązało. Tęskniłam za Mario. Moją jedyną, prawdziwą miłością. 
I to nie jest teraz tak, że o wszystkim zapomniałam i rzuciłam się mu w ramiona. O co to, to nie. Musi się chłopak trochę postarać. Przede wszystkim musi zasłużyć na moje zaufanie. Bo kochać nigdy go nie przestałam i nie przestanę.  
Była 12, więc postanowiłam iść wziąć szybki prysznic i zacząć powoli się szykować. O godzinie 13.40 byłam ubrana i gotowa. O 14 zeszłam na dół  i czekałam na piłkarza, który chwilę później podjechał. Z wielkim uśmiechem na ustach wsiadłam do jego samochodu i ucałowałam go w policzek.
-Cześć Pączku- zapięłam pasy. To było bardzo fajne, że mimo tego wszystkiego, po pogodzeniu się czułam się w jego towarzystwie tak swobodnie i miło, jak kiedyś.
-Hej Słońce- uśmiechnął się szeroko.- Pojedziemy po te kwiaty i po obraz, który podobał się mojej mamie.
-Spoko, ja widziałam ostatnio chustę, która też na pewno przypadnie jej do gustu- zmieniłam piosenkę. 
-Może zdążymy zajechać na jakąś kawę. Co ty na to?- zerknął na mnie.
-Nie wiem, możemy jechać- wzruszyłam ramionami- Chociaż szczerze, to mam ochotę na gorącą  czekoladę Twojego taty- zaśmiałam się.
-To postanowione. Po zakupach jedziemy prosto do moich rodziców.
-Super.

Po zakupieniu tego, czego chcieliśmy, udaliśmy się do rodzinnego domu Mario. 
Od samego progu poczuliśmy cudowne zapachy, które wydobywały się z kuchni.
-Dzieci, jak miło, że jesteście wcześniej- jako pierwszy powitał nas Pan Goetze.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się i przytuliłam mężczyznę.
-Dobrze Cię znów tu gościć kochanie-uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Jasmin, witaj- chłodny głos mojego taty sprowadził mnie na ziemię. Tata nadal był na mnie zły, za ten cały Hannover, nieodbieranie telefonu i całą sprawę.
-Hej tato-przytuliłam go.
-Gdzie mama?-zapytał Mario.
-W kuchni, razem z Andreą.
-To może pójdę im pomóc?-zapytałam.
-Słońce, doskonale wiesz, że i tak Cię wygonią. Lepiej usiądźmy w salonie i porozmawiajmy- Mario pchnął mnie lekko w kierunku salonu.
-Mario ma rację, zaraz do Was dołączę tylko zrobię gorącą czekoladę.
Niecałe piętnaście minut później wszyscy siedzieliśmy w jadalni i zajadaliśmy się pysznym obiadem. Nie mogłam się doczekać deseru, bo wiedziałam, że nasze mamy przygotowały coś cudownie pysznego. Jak się okazało, nie myliłam się. Kobiety upiekły moje ulubione babeczki z nutellą.
-Więc..Pogodziliście się tak całkowicie?-gdybym coś jadła, lub piła z pewnością bym się zadławiła. Pytanie mojego taty było zupełnie niespodziewane. Jeszcze chwilę temu wszyscy rozmawialiśmy o zbliżającym się meczu Mario, a tu nagle mój tata wyskakuje z takim czymś.
-Hmm..-westchnęłam i spojrzałam na Mario licząc, że również coś powie.-Myślę, że tak.
-Zdecydowanie tak, między nami jest wszystko dobrze.-chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Nawet nie wiecie, jak wszyscy się cieszymy-powiedziała mama piłkarza i posłała nam promienny uśmiech.
-My też.

Po długich rozmowach, skończeniu deseru i wypiciu kawy postanowiliśmy, że czas już na nas. W samochodzie nie odzywaliśmy się do siebie za wiele, ale cisza nie była krępująca. Byłam niemal całkowicie pochłonięta wspomnieniami i rozmyślaniem co będzie teraz. Od poniedziałku wznawiam studia, może będę dawać jakieś korepetycje z języka hiszpańskiego, czy włoskiego,których musiałam się perfekcyjnie nauczyć, bo taki był wymóg na przyjęcie na wybrany uniwersytet.
 Miałam nadzieję, że teraz wszystko w moim życiu będzie szło po mojej myśli.


_____________________________________________________________________________

Hej hej heeej ♥ 
No i witam Was kwiatuszki na rozdziale 11 :D
Powiem Wam, że trudno mi się go pisało...
Nie miałam czasu, weny.. ehh
No ale dla Was skleciłam coś takiego :D
Buziaki, kocham Was ♥♥ :D
PS. Wybaczcie błędy, jeśli się ich doszukacie :D
*- Nathan Sykes "Over & Over Again"





niedziela, 9 października 2016

10 ♥

"Sitting here wide awake
Thinking about when I last saw you
I know you’re not far away
I close my eyes and I still see you
Lying here next to me
Wearing nothing but a smile" *





~Mario ~


Kolejna kłótnia, kolejny zbity talerz, kolejne fałszywe łzy i tak samo nieprawdziwe jak nasz "idealny związek" z Ann, poczucie winy.  Siedząc na najwyższej trybunie na stadionie, który swoją drogą był zamknięty i tylko dzięki znajomej sprzątaczce jestem tu, gdzie jestem, rozmyślałem nad tym wszystkim co ostatnio działo się w moim życiu. Ta trybuna, to jedyne miejsce, gdzie mogę spokojnie pomyśleć po idiotycznych kłótniach, bezsennych nocach i nawiedzających mnie wspomnieniach.  Związek z modelką to nie to samo co kiedyś, zwłaszcza, że w Dortmundzie pojawiła się Jasmin, która od zawsze i na zawsze będzie zajmować znaczące miejsce w moim sercu. Nie wiem, czemu wtedy, w dniu ślubu ją zostawiłem... Zachowałem się jak ostatni tchórz i straciłem najcudowniejszą kobietę w moim życiu. Ann-Kathrin jest w ciąży, każdy by pomyślał, że to wspaniale. Będę ojcem, pewnie jej się oświadczę i będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak we wszystkich bajkach dla dzieci. Niestety, to nie zdarzy się nigdy, zwłaszcza, że dzisiaj kobieta, która pomagała mi się zbierać po sytuacji z Jas przyznała mi się, że maluch, który ma przyjść niedługo na świat nie będzie moim dzieckiem. Moja mama miała rację mówiąc, że modelka mnie zdradza, nie kocha mnie i jest ze mną tylko dlatego, że przyzwyczaiła się do mnie i wygodnego życia. Nie zrozumcie tylko tego źle, Ann nie jest osobą, która leci na kasę, czy coś w tym stylu, o nie. Chodziło mi bardziej o to, że była przy mnie bezpieczna, byliśmy zgodni w wielu kwestiach, przyjaźniliśmy się. Gdyby nie miała romansu... najbardziej zabolało mnie to, że nie była szczera. Przyznam, że ubolewam również nad tym, że przez tyle czasu wydawało mi się, że przy niej mogę zapomnieć o pannie Koch, o tym jak ją skrzywdziłem i o tym jak nadal, bardzo mocno ją kocham. 
 
Myślałem, że dostanę zawału, kiedy kilka dni temu Jasmin zniknęła i nikt, dosłownie nikt nie wiedział gdzie ona jest. Nawet cholerny Marco, który od zawsze jest w niej zakochany nie miał bladego pojęcia, gdzie jest Jas. Nie mogłem wtedy spać, jeść... tak cholernie się o nią bałem, odchodziłem od zmysłów. Pamiętam, jak jadąc na lotnisko po jej rodziców zatrzymywałem się kilka razy, bo miałem wrażenie, że ją widzę. Kiedy kilka dni później, jak gdyby nigdy nic pojawiła się w swoim mieszkaniu myślałem, że zaraz oszaleję. Nie mogłem jej nawet przytulić.  Kiedy jej rodzice zabrali się razem z moją mamą do mojego rodzinnego domu, gdzie mieli nocować, a Marco zmył się razem z Robinem i Marcelem, odważyłem się na rozmowę z niedoszłą żoną. Rozmawialiśmy naprawdę długo, dosłownie o wszystkim. Polało się dużo łez, padło sporo obraźliwych słów(głownie w moim kierunku, ale chyba nic dziwnego), ale też przeprosin. Jasmin mi wybaczyła. Dzięki tej rozmowie nasze relacje się poprawiły, atmosfera stała się lepsza, czystsza. 
Tamtego wieczora obiecałem sobie jedno. Odzyskam ją. Bo to od początku miała być nasza historia, o naszym rozstaniu, powrocie, szczęściu i długim pięknym życiu. 

Wracając do domu wiedziałem, że Ann już zdążyła zabrać swoje wszystkie rzeczy i pojechać do tego całego Olivera, ojca dziecka. Nie wyrzuciłem jej z domu, nie mógłbym wyrzucić ciężarnej kobiety. Sama powiedziała, że odchodzi (zrobiła to zaraz po tym jak rzuciła talerzem). Mieszkanie bez jej rzeczy, zdjęć i innych, tak naprawdę nic nieznaczących rzeczy było dziwnie puste. Jednak nie przeszkadzało mi to. W pewien sposób ucieszyła mnie ta pustka. Mogłem ją teraz zapełnić czymś innym, lepszym.
Usiadłem w salonie na kanapie, włączyłem wieżę, z której popłynęły pierwsze dźwięki mojej ulubionej płyty i zacząłem usuwać zdjęcia z instagrama. Usuwałem głownie te z modelką, ale również te, gdzie były zdjęcia usg. Nie trudno się domyśleć jaką wywołałem tym burzę. Mój agent już po dziesięciu minutach do mnie dzwonił. Poprosiłem go, żeby to on wydał oficjalne oświadczenie o moim rozstaniu się z modelką i podaniu powodu. Już wcześniej z Ann ustaliliśmy, że powiemy, jak było naprawdę.

~♥~

Było około 9 rano, kiedy zadzwoniła moja mama.
-Halo?-odebrałem ziewając.
-Mario... -po jej głosie wiedziałem, że albo coś się stało, albo to naprawdę poważna sprawa.
-Co się stało mamo?- zapytałem nieco rozbudzony.
-Dzisiaj o 16 przychodzisz do nas do domu na obiad. Będzie Jasmin,  rozmawiałam o tym wczoraj z  Andreą i Leonem. Wspólnie uznaliśmy, że to doskonały pomysł i świetna okazja, żebyście się pogodzili. Wszystko sobie wyjaśnicie i kto wie..
-Ale mamuś, my już się pogodziliśmy. Między nami wszystko wyjaśnione.
-O..ohh, to wspaniale synku, ale i tak przyjdź na obiad. Będzie miło.
-Będę razem z Jasmin, pojadę po nią.
-Cudownie-mogłem sobie dać rękę uciąć, że moja mama niemal skacze z radości, była zakochana w Jasmin od zawsze. 
-To do 16-powiedziałem i nie czekając na odpowiedź mamy rozłączyłem się.

Udałem się do łazienki pod prysznic, ogarnąłem się i napisałem do Jas.

OD: Ja
DO: Jas ♥☻ 

Mam nadzieję, że Twoja mama do Ciebie dzwoniła i już o wszystkim wiesz :D Będę po Ciebie ok. 15:10 :) :3 

OD: Jas ♥☻
DO: Ja

Melduję, że o wszystkim wiem :D Możesz być nawet wcześniej, jak oczywiście możesz ;D Podjedziemy jeszcze po kwiaty dla Twojej mamy, bo mam nadzieję, że pamiętasz, że ma dzisiaj imieniny :* Czekam na Ciebie Pączku xD
P.S słyszałam o Ann, przykro mi, że tak wyszło ;/ 

DO: Jas ♥
OD: Ja

Ejj! Tylko nie pączku, nie jestem gruby.. to same mięśnie ^^.. Co do Ann, to nie rozpaczam, jest mi tylko przykro, że przez tyle czasu mnie oszukiwała ;/ No i na śmierć zapomniałem o tych imieninach xD Będę pod Twoim blokiem o 14 :* Buziaki Słońce :* 💋 🌞 

Czułem, że to będzie dobry dzień. Wszystko wreszcie się ułoży i będzie tak, jak powinno. Odzyskam Jasmin, jej zaufanie i miłość.



_____________________________________________________________________________

Rozdział 10.. więc coś innego, czyli perspektywa Mario :D
Mam nadzieję, że Wam się podoba :3 
A teraz uwaga! :D
Od początku Jasmin i Mario mieli się pogodzić.
To blog o nich :D
Nie mówię, że Jas będzie z Mario, ale nie mówię też, że będzie z Marco, czy kimkolwiek innym.
Dowiecie się jak to będzie w dalszych rozdziałach :D ♥
Postanowiłam dać perspektywę Mario, ponieważ dawno go nie było a on również jest przecież jedną z głównych postaci :D
Kocham Was mocno, ściskam i pozdrawiam ♥
#TeamMario or #TeamMarco ?
Wasza Juliet ♥
P.S
Nienawidzę jesieni xD


*-Lawson - "Standing In The Dark"








niedziela, 2 października 2016

9 ♥

"Silence says to remember oh oh
We remember
Two lost souls in the shadow oh oh
In the shadows" *


Chyba każdy normalny człowiek w pewnym momencie swojego życia, dobrego, bądź nie, dochodzi do wniosku, że robi źle, że mógł postąpić inaczej. Ja zrozumiałam to po rozmowie z Marco, która nie należała do najprzyjemniejszych z wielu bardziej, lub mniej ważnych powodów. Oboje tego potrzebowaliśmy. Tego, żeby na siebie nakrzyczeć, wygarnąć, powiedzieć co myślimy. To nas w pewien sposób oczyściło i pozwoliło trzeźwo myśleć. Oboje, tak oboje doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak się wyprowadzę i na jakiś czas ograniczymy nasze kontakty. Przyznam, że był to lekki cios, poczułam dziwne ukłucie w sercu, kiedy Marco przyznał mi rację. Mimo wszystko, myślałam, że jednak powie mi, że mam wracać, że wszystko będzie dobrze. 
Przyznał mi się też do tego, że zaczął na poważnie spotykać się ze Scarlett. 
Wiem, że to moja wina. To ja nie dałam mu powodu, żeby o mnie walczył. Teoretycznie to ja popchnęłam go w ramiona panny Gartmann. 
  -Nie myśl tyle, tylko powiedz co sądzisz o tym mieszkaniu- moją podróż w świecie myśli przerwał Marcel, który razem z Robinem towarzyszył mi w oglądaniu mieszkań.
-Wybaczcie-uśmiechnęłam się- To wydaje się najlepsze. Ładne, przytulne, lokalizacja też spoko.
-Bierzemy- Robin uśmiechnął się do agenta nieruchomości.


Już na drugi dzień chłopcy pomagali mi w przeniesieniu rzeczy z domu Reusa do mojego nowego mieszkania. Z Marco nie wdawałam się w jakaś większą dyskusję, zamieniłam z nim tylko dwa słowa. 
Marcel i Robin po przywiezieniu moich rzeczy i wniesieniu ich na górę zostawili mnie z rozpakowywaniem i układaniem samą, gdyż musieli jechać do Cocaine.
Był wczesny wieczór, kiedy wreszcie skończyłam. Usiadłam w salonie z kubkiem gorącej herbaty i włączyłam pierwszy lepszy kanał w telewizorze. Leciał jakiś kryminał, więc postanowiłam zostawić. W sumie i tak nie zwracałam większej uwag na losy bohaterów. Za bardzo byłam pogrążona w świecie własnych myśli. O czym myślałam? O wszystkim, o całym swoim dotychczasowym życiu. Tęskniłam za tym co było kiedyś, nie powinnam..a jednak tęskniłam, za bardzo. 
Czasami dochodzę do wniosku, że źle postąpiłam wyjeżdżając. Może gdybym została, to pogodziłabym się z Mario i teraz może byśmy nie byli po ślubie, ale na sto procent byśmy byli szczęśliwi. Za dużo między nami się wydarzyło, żebym mogła przestać o nim myśleć, przestać analizować to wszystko, zrobić krok dalej. To było okropne. Z jednej strony był i zawsze będzie Mario, a z drugiej Marco. To totalnie dobijające, zwłaszcza, że teraz ani jeden, ani drugi nie bierze udziału w moim życiu. Oboje wybrali kogoś innego... To  chyba boli, tak zdecydowanie boli. 

Nie wiem sama czemu to zrobiłam, ale spakowałam kilka par ubrań, jakieś kosmetyki i pojechałam do wujka Kevina, do Hannoveru. Miałam tam sporo swoich rzeczy, pamiątek, zdjęć... no i była tam moja suknia ślubna, buty, nawet zasuszone kwiaty. Tyle wspomnień. Zapakowane w trzy kartony, zaklejone kilkoma warstwami taśmy i schowane w najdalszym kącie na strychu. To takie proste. Schować coś, zostawić i zapomnieć o tym. Chciałabym tak zrobić ze swoimi uczuciami. 
Po szybkiej kolacji z wujkiem poszłam na strych po te nieszczęsne kartony. Przy małej pomocy Kevina zeszłam z nimi na dół i postawiłam w w sypialni gościnnej, gdyż mężczyzna  stwierdził, że w nocy wracać mi nie pozwoli i jutro też nie, bo dawno mnie nie widział i się stęsknił.
Takim oto sposobem cztery  dni spędziłam w Hannoverze, najlepsze w tym wszystkim jest to, że z Dortmundu zapomniałam telefonu. Niby mogłam zadzwonić od Kevina, ale nie wpadłam na to wtedy całkowicie. Byłam zbyt pogrążona w pewnego rodzaju stanie tęsknoty i zawieszenia pomiędzy smutkiem, a kompletnym brakiem emocji. Z resztą tak czy siak, Kevin nie nigdy nie miał zasięgu w domu, więc nawet gdybym chciała, to bym nie mogła zadzwonić.
Wracając do domu owszem, byłam przygotowana na awanturę, kazania i inne rzeczy, których mogłam się spodziewać po chłopakach, ale w życiu bym nie spodziewała się w moim mieszkaniu, moich rodziców siedzących na mojej kanapie, Marco, Mario, mamy Mario i Robina z Marcelem. 
-Co tu się dzieje?-zapytałam, gdy odzyskałam świadomość po pierwszym szoku.
Głowy wszystkich obecnych zwróciły się w moją stronę. 
-Jasmin, dziecko kochane!-wykrzyknęła moja mama i po chwili dusiła mnie w swoich ramionach i moczyła mi koszulkę swoimi łzami.
-Co się z Tobą działo, gdzie ty byłaś!?-zapytał mój tata nieco łamiącym się głosem.
-U Kevina.. musiałam jechać po rzeczy i odpocząć.- wzruszyłam ramionami-Co wy właściwie wszyscy tu robicie?
-Co robimy? Jasmin, do cholery! Myśleliśmy, że coś Ci się stało, że ktoś Cię porwał, że miałaś jakiś wypadek, że nie żyjesz! Nie było Cię cztery dni, nie odbierałaś, nikomu NIC nie powiedziałaś!  I pytasz się co my tu robimy?! Martwimy się do cholery!- Marco zaciskał pięści ze złości.
-Przepraszam, nie miałam pojęcia...Zapomniałam telefonu, jak się zorientowałam to byłam już u Kevina, jak wiecie on nie ma zasięgu.. Potem nawet  nie pomyślałam, żeby zadzwonić. Przepraszam Was wszystkich.
-Nie rób tak więcej, proszę Cię Słońce, to znaczy Jasmin...- Mario spojrzał na mnie tymi błyszczącymi oczami.
-Przepraszam- powiedziałam kolejny raz, tym razem patrząc tylko na Mario.




_____________________________________________________________________________


Mam wenę, więc dodaje ♥'
Kocham Was ♥
BUUUUZI ♥
Nie zabijcie ;D
Wiem, że strasznie mieszam, ale kocham to robić hahah xD
Naivy, już szykuję sobie schron przed TOBĄ XD Pamiętaj, że kocham Cię baaardzo ♥
Ahh i mam nadzieję, że podoba się Wam nowy wygląd bloga, bo mi bardzo :D Jest mniej mroczny i jakby lżejszy xDD
* - Lawson "Learn to love again"